niedziela, 12 stycznia 2014

Sometimes somebody has to die - "His Last Vow"

Kiedy BBC zapowiada, że czasami ktoś musi umrzeć, to może oznaczać tylko jedno - trzeci sezon Sherlocka zbliża się do końca, a finał będzie emocjonujący. Jak zwykle spełnili wszystkie obietnice - czas na jego ostatnią przysięgę...
Uwaga, możliwe spojlery!
John wrócił z podróży poślubnej, ale nie miał jeszcze okazji spotkać się ze swoim najlepszym przyjacielem. Okazja trafia się całkiem przypadkowo - kiedy Watson decyduje się poszukać zaginionego narkomana... Dowiaduje się, że w życiu Sherlocka zaszło sporo zmian. Dużych zmian. To wszystko jest jednak nie aż tak istotne jak pojawienie się na scenie nowej postaci - Charlesa Augustusa Magnussena.
Właściwie nie powinnam pisać już nic więcej, bo jeszcze przypadkiem coś zdradzę. Jeśli czytaliście Jego ostatni ukłon, to niektóre rzeczy nie powinny Was zdziwić (ten odcinek bardzo, bardzo odwołuje się do kanonu), ale z opisu fabuły to tyle, bo naprawdę jeszcze napiszę coś, co może komuś zepsuć przyjemność oglądania tego odcinka. Skupię się na reszcie, a jest na czym. Zacznę od aktorów - jak zwykle nie można się przyczepić. Do nikogo. Oczywiście Benedict i Martin grają na najwyższym poziomie, ale wszyscy dotrzymują im tempa. Co do Magnussena - u Mikkelsenów granie tych złych jest najwyraźniej rodzinne (jego brat, Mads, zagrał ostatnio Hannibala) i obydwu wychodzi to znakomicie. Magnussem jest bardzo opanowanym człowiekiem, ale jednocześnie jest przerażający i odpychający (i mam wrażenie, że ma braki w dobrym wychowaniu...). Nie można od niego oderwać wzroku, chociaż czasami naprawdę byśmy chcieli. Jeśli komuś w dwóch pierwszych odcinkach tego sezonu przeszkadzało, że twórcy za bardzo skupili się na bohaterach, ich relacjach i emocjach, a zagadka stanowiła tylko tło, to ten odcinek na pewno Was nie rozczaruje - główny nacisk położony jest na sprawę Magnussena (ale relacje międzyludzkie są tu chyba jeszcze ważniejsze niż do tej pory). Mamy kilka przeskoków czasowych, zaglądamy znowu do pałacu myśli, no i zgodnie z obietnicą ktoś musi zginąć... Na ewolucji postaci skupię się w podsumowaniu całego sezonu, dlatego teraz napiszę tylko, że nic nie jest takie, jak się wydaje. Jakby powiedział to dr House (medyczna wersja Sherlocka), wszyscy kłamią. Kłamstwo to motto większości bohaterów. Zbliżając się do końca (zaraz północ, a za 2 godziny ceremonia rozdania Złotych Globów), chcę jeszcze podkreślić, że twórcy zafundowali nam przejażdżkę emocjonalnym roller-coasterem, dorzucili do tego świetne ujęcia, kilka zwrotów akcji (ale niektórych rzeczy się domyśliłam, taka jestem mądra! :p), które mogą przyprawić o zawał i oczywiście rewelacyjnych aktorów, którzy sprawili, że 1,5h minęło jak chwilka. 
Podsumowanie całego sezonu już niedługo, jak na spokojnie przetrawię te 3 odcinki, a tymczasem nie pozostaje nam nic innego jak czekać. Znowu... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz