piątek, 28 lutego 2014

Lost in february song

Luty to najkrótszy miesiąc w roku, ale nie oznacza to, że mało się działo. Świętowaliśmy urodziny fundacji, w czasie których dostałam nagrodę za 4 lata pracy - przepięknego ziemniaka!, nakręciliśmy spot promocyjny Teatrikonu (premiera lada chwila!), a w środę byłam na paradzie promującej 11. edycję Zwierciadeł. A jeśli chodzi o sprawy poza fundacyjne - to kino, koncert i wyjątkowy wieczór, czyli rozdanie tytułów Ambasadorów Województwa Lubelskiego. Sporo się działo i nie mogę się już doczekać, co mnie czeka w marcu! :)

Sto lat, Aneta! :)
1% na Fundację T.E.A.M. Teatrikon - dziękujemy za każdy! :)


środa, 26 lutego 2014

The fault in our stars

Dziś jedna z najpopularniejszych książek dla młodzieży w Stanach (właściwie ta kategoria nazywa się young - adult i jest naprawdę bardzo, bardzo popularna!), The fault in our stars Johna Greena. 
Hazel ma 16 lat, namiętnie ogląda "America's Next Top Model", a jej ulubiona książka to "Cios udręki" Petera van Houtena. Typowa nastolatka? Niekoniecznie. Hazel zachorowała na raka tarczycy z przerzutami do płuc. Nie rusza się nigdzie bez butli z tlenem (którą nazwała Filip) i żyje tylko dzięki eksperymentalnej terapii. Zdaje sobie również sprawę, że ten cud medyczny jej nie wyleczył, podarował jedynie kilka dodatkowych lat. Nie chodzi do szkoły, kontakt z przyjaciółką ze szkolnej ławki jest coraz słabszy i na dodatek jej płuca są do kitu. Łatwo wpaść w depresję, prawda? Tak samo uważa matka Hazel, dlatego namawia dziewczynę, żeby chodziła na spotkania grupy wsparcia dla chorych na raka. To ostatnie miejsce, w którym chciałaby się znaleźć, ale nie chcąc sprawiać przykrości mamie, niechętnie idzie na spotkanie. Na miejscu spotyka Augustusa Watersa i jej spokojne życie znowu nabierze kolorów....
Opis zapowiada troszkę tandetną historię miłosną i przyznaję, że się tego obawiałam. Na szczęście niepotrzebnie. Autor łatwo mógł popaść w tani sentymentalizm, w końcu to historia o dorastaniu, pierwszej miłości, raku i umieraniu (wystarczy wspomnieć choćby "Jesienną miłość" Sparksa), ale udało mu się tego uniknąć. Oczywiście dostajemy kilka ckliwych wyznań, ale nie przeszkadzały mi aż tak bardzo. Przede wszystkim zakochałam się w bohaterach. Hazel jest inteligentna, bardzo dojrzała i ma specyficzne poczucie humoru. Augustus z kolei bardzo lubi Natalie Portman, grać na playstation i świetnie zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda (co w pewnym momencie wypomina mu jego przyjaciel). Każde z nich ma wady, nie są idealni, ale dzięki temu są bardziej bliscy czytelnikowi. Spodobał mi się również pomysł autora na użycie pewnych znaków i symboli (jak choćby Amsterdam i choroba Hazel), fajnie czyta się książkę, w której trzeba zwracać uwagę na detale, bo może się okazać, że poszczególne sceny mają jeszcze inne znaczenie.
Nie wiem jak tym razem spisał się tłumacz, ponieważ czytałam książkę w oryginale - wiadomo, że czasami tłumaczenia powodują wręcz niechęć do książki, mam jednak nadzieję, że tym razem obyło się bez zbędnych powtórzeń czy zbyt ckliwych określeń, po angielsku praktycznie ich nie ma.
Jeśli jeszcze nie czytaliście tej pozycji, a lubicie historie o dojrzewaniu i miłości, to polecam "The fault in our stars" - dla osób znających angielski na średnim poziomie czytanie w oryginale nie powinno stanowić większego problemu (może poza terminami ściśle medycznymi), ale jeśli nie czujecie się na siłach, to sięgnijcie po tłumaczenie, spędzicie bardzo przyjemnie czas razem z Hazel. A ja nie mogę się już doczekać filmu! :)

sobota, 8 lutego 2014

Jack Strong

"Kocham Kino" organizuje specjalne pokazy przedpremierowe filmów - to właśnie na takim pokazie byłam w czwartkowy wieczór (wygrane bilety mnie wyjątkowo zachęciły). Powód? Jack Strong w reżyserii Władysława Pasikowskiego.
Pułkownik Kukliński (Marcin Dorociński) podejmuje się współpracy z amerykańskim rządem, aby zapobiec nadchodzącemu konfliktowi nuklearnemu. Jego decyzja wpłynie nie tylko na losy jego najbliższych, ale również ZSRR i Stanów Zjednoczonych. 
Opisu fabuły wystarczy - historia Kuklińskiego jest w końcu powszechnie znana. Przejdę zatem do samego filmu. Zapowiadany jako filmowe wydarzenie roku niestety nim nie jest. Na początku zwiastun - sugeruje film akcji, pełen pościgów i akcji godnych 007, a w czasie oglądania okazuje się, że dostaliśmy thriller szpiegowski. Osobiście ucieszyło mnie to, że twórcy pozostali wierni pokazywanym wydarzeniom (to w końcu Polska lat 70-tych i 80-tych, a nie egzotyczny kraj,w którym misję wypełnia James Bond). Przez większość czasu czuć napięcie i strach, jaki towarzyszył Kuklińskiemu. Dorociński świetnie pokazał, jak ciężkie zadanie miał do wykonania Kukliński - nie mógł nikomu o tym powiedzieć (nawet amerykański łącznik chciał się z nim kontaktować osobiście tak rzadko, jak to tylko możliwe), jego osobista misja narażała na niebezpieczeństwo całą jego rodzinę, która niezbyt dobrze znosiła jego izolację i późne powroty do domu. Żona (Maja Ostaszewska) zaczęła go podejrzewać o posiadanie kochanki, synowie go nie szanowali (uważali, że jako żołnierz Ludowego Wojska Polskiego sprzedał swoje ideały i stał się tacy, jak inni). Dodajmy do tego ciągłe ryzyko dekonspiracji, która zaowocowałoby jego śmiercią, a dostajemy pełny obraz jego sytuacji. Kukliński w filmie Pasikowskiego pokazywany jest jako bohater, który dla wyższych celów zdradza tajemnice wojskowe obcemu rządowi, ale jak sam podkreśla, robi to by zapobiec wybuchowi III wojny światowej.  No i nie chce za to ani grosza - w taką postawę nie wierzą ani Amerykanie (Wszyscy chcą naszych pieniędzy!), ani szukający przecieku w szeregach polskiej armii Rosjanie i Polacy. Największe brawa w filmie należą się oczywiście Marcinowi Dorocińskiemu - Kukliński w jego wydaniu nie jest jednowymiarowy. Czasem brawurowy niczym Agent Jej Wysokości, czasem przerażony tym, co zrobił. Świetnie spisali się również charakteryzatorzy, widać to zwłaszcza w scenach w Waszyngtonie (na początku miałam wrażenie, że to fragmenty prawdziwych przesłuchań, uderzające wręcz podobieństwo!). Film jest bardzo spójny wizualnie, twórcy zadbali o każdy szczegół. Na uwagę zasługują kostiumy i wnętrza. Co do aktorów, to najlepszy na drugim planie jest Ireneusz Czop w roli Mariana Rakowieckiego i Zbigniew Zamachowski jako Gendera oraz Dimitri Bilow, czyli Iwanow. Niektóre postacie wydawały mi się przeszarżowane, jak chociażby Kulikov, którego zagrał Oleg Maslennikov. Mam również zastrzeżenia do scenariusza (aczkolwiek nie tym, że niektóre rzeczy można było przewidzieć - taki komentarz usłyszałam po wyjściu z kina. Film na faktach i coś można było przewidzieć? Niesamowite!), ponieważ niektóre dialogi brzmiały trochę sztucznie, no i za mało tu charakterystycznych dla Pasikowskiego soczystych fragmentów (ale to pewnie po to, żeby do kina mogły pójść całe szkoły, w końcu przeklinanie na ekranie owocuje podwyższeniem kategorii wiekowej filmu).
Podsumowując, Jack Strong to całkiem dobry film szpiegowski, ze świetną rolą Dorocińskiego. Nie jest to najlepszy film, jaki ostatnio widziałam, ale i tak uważam, że warto się z nim zapoznać - choćby po to, by bliżej poznać historię pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. 

wtorek, 4 lutego 2014

Autograf Uny Stubbs

Nareszcie coś nowego! Dziś dostałam autograf Uny Stubbs, aktorki doskonale znanej wszystkim fanom Sherlocka, gdzie zagrała panią Hudson. List i dwa zdjęcia wysłałam 10 stycznia 2014 roku, a dziś (4 lutego 2014) otrzymałam je obydwa podpisane i z dedykacją. :)

Adres:
Una Stubbs
c/o Rebecca Blond Associates
69A Kings Road
London SW3 4N
UK