sobota, 31 grudnia 2011

Zapowiedzi filmowe 2012 roku

W ostatni dzień 2011 roku pora na subiektywny spis filmów, które mam zamiar obejrzeć już wkrótce. Kolejność dowolna :)

Na sam początek "Dziewczyna z tatuażem" w reżyserii Davida Finchera.
To ekranizacja bestsellerowej powieści Stiega Larssona (w Polsce i większości świata wydanej pod tytułem "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"). Mikael Blomkvist (Daniel Craig) zostaje skazany o zniesławienie i chwilowo pozostaje do pracy. Nieoczekiwanie dostaje propozycje rozwikłania sprawy zaginięcia młodej dziewczyny sprzed kilkudziesięciu lat. Pomaga mu w tym tajemnicza hakerka Lisbeth Salander (Rooney Mara)...
Krótki opis - jeśli czytaliście książkę, wiecie, czego się spodziewać, a jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to zanim pójdziecie do kina, powinniście jak najszybciej nadrobić zaległości!

Kolejną pozycją obowiązkową dla każdego kinomana będą "Idy marcowe" w reżyserii Goerge'a Clooneya.
To dramat polityczny z Georgem Clooneyem i Ryanem Goslingiem w rolach głównych. Mamy tu opowieść o niekoniecznie uczciwej walce o fotel prezydencki rozegraną na najwyższym poziomie. Znając poprzednie dokonania reżyserskie Clooneya wierzę, że również i tym razem się nie zawiodę. 

Warto będzie również obejrzeć biografię Margaret Thatcher w reżyserii Phillidy Lloyd - "Żelazną damę".
Opis będzie krótki - w roli legendarnej pani premier wystąpi Meryl Streep. Potrzeba komuś większej zachęty?

Wróćmy na chwilę do ekranizacji książek - nie możemy zapomnieć o najnowszym dziele Petera Jacksona. Proszę państwa, pora na "Hobbita. Niezwykłą podróż".
Nie będę opisywać fabuły, większość przeczytała już przecież "Hobbita", a jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to biegiem do biblioteki! Poza tym, każdy, kto oglądał trylogię "Władcy pierścieni"  w reżyserii tego pana, wie, że czeka go wspaniała uczta filmowa.

Kolejną ekranizacją warto obejrzenia zapewne będą "Igrzyska śmierci" w reżyserii Gary'ego Rossa.
Kiedyś była tam Ameryka. Obecnie jest państwo Panem, które co organizuje krwawe igrzyska. Startują w nich młodzi przedstawiciele 12 dystryktów. Jedną z zawodniczek jest Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence). Czy uda jej się przeżyć?

Zdecydowanie nie mogę się doczekać ostatniej części trylogii Christophera Nolana o Batmanie - pora na "Mroczny Rycerz Powstaje".
Batman (Christian Bale) przechodzi kryzys, miasto zostaje sterroryzowane przez tajemniczego i brutalnego Bane'a (Tom Hardy), pojawia się również piękna Selina Kyle (Anne Hathaway). Co wyniknie z tej wybuchowej mieszanki?

Nie mogę się również doczekać najnowszej produkcji Romana Polańskiego - pokazywana na wielu festiwalach "Rzeź" zapowiada się niezwykle obiecująco.
Dwie małżeńskie pary (Kate Winslet i Christopher Waltz oraz Jodie Foster i John C. Reily) spotykają się, aby porozmawiać o bójce swoich dzieci. Zwykła rozmowa przeradza się w karczemną awanturę, a bohaterowie pokazują się od nieznanej nawet sobie strony...

Jestem miłośniczką twórczości Wojciecha Smarzowskiego, dlatego odliczam dni, kiedy będę mogła zobaczyć jego najnowszy film - "Różę".
To historia dziejąca się na Mazurach po tuż po zakończeniu II wojny światowej. Róża (Agata Kulesza) pozwala przenocować Tadeuszowi (Marcin Dorociński) w swoim domu. On w zamian postanawia pomóc jej w gospodarstwie. Co wyniknie ze spotkania tych dwojga?

Jednym z moich ulubionych reżyserów jest Guy Ritchie, dlatego czekam na premierę "Sherlocka Holmesa: grę cieni". 
Sherlock Holmes (Robert Downey Jr) powraca do gry razem ze swoim nieodłącznym kompanem Dr Watsonem (Jude Law), aby rozwikłać kolejną sprawę - tym razem muszą zmierzyć się z profesorem Moriartym (Jared Harris). Na ekranie pojawią się również piękne panie - Irene Adler (Rachel McAdams) i Madame Simza Heron (Noomi Rapace). Czekają nas pościgi, błyskotliwe dialogi, brawurowa akcja i mnóstwo humoru w najlepszym, brytyjskim wydaniu. 

Na końcu mojej krótkiej listy jest kolejna biografia, tym razem legendarnego założyciela FBI Edgara Hoovera, wyreżyserowana przez Clinta Eastwooda - "J. Edgar".
W roli Hoovera wystąpił Leonardo DiCaprio, ulubieniec Martina Scorsese, poza nim na ekranie pojawią się Naomi Watts, Judi Dench, Ed Westwick i Armie Hammer. Dodajmy do tego geniusza reżyserii Clinta Eastwooda i mamy gotowy materiał na bardzo dobry film.

Tak wygląda moja 10 obowiązkowych pozycji, ale filmów, które chce obejrzeć, jest dużo, dużo więcej. Czekam na premierę "Mojego tygodnia z Marylin", "Wszystkich odlotów Cheyenne'a", "W ciemności", "Sponsoringu", "Wstydu", The Avengers", "Dark Shadows", "Musimy porozmawiać o Kevinie", "Moneyball", "Skyfall" (najnowszej części przygód o Jamesie Bondzie), "Czas wojny", obydwu wersji przygód Królewny Śnieżki, "Wielkiego Gatsbiego", "Rock of Ages", "Wanderlust", "Cosmopolis", "Perks of being wallflower" , "Oranges" i wielu, wielu innych. Jak widać, rok 2012 zachęca do częstych wizyt w kinie. 

A na jakie premiery Wy czekacie? :)

środa, 28 grudnia 2011

Fenomen brytyjskich komedii romantycznych

Na pewno każdy z Was widział choć jedną komedię romantyczną w swoim życiu. Ile z nich było naprawdę zabawnych? A które opowiadały ciekawą historię dwojga ludzi? No właśnie, zdecydowanie za rzadko. Jeśli mieliście okazję zobaczyć polskie produkcje tego typu (Na przykład "Dlaczego nie", "Nie kłam kochanie" czy "Miłość na wybiegu"), to na pewno wiecie, że większość gagów jest żałosnych, a główny wątek miłosny jest wydumany i niewiarygodny. Niektórym jednak to się udaje. Tak, mówię tu o Brytyjczykach. Jakim cudem ich komedie romantyczne są zabawne, wzruszające i romantyczne?

Na sam początek jedna z moich ulubionych komedii romantycznych, czyli "Notting Hill" w reżyserii Rogera Michella.
To historia Williama (Hugh Grant), londyńskiego księgarza, który pewnego dnia na ulicy spotyka piękną Annę (Julia Roberts), hollywoodzką gwiazdę. Przypadkowa znajomość przeradza się w poważny związek. Ale czy dwie osoby ze skrajnie różnych światów mogą być ze sobą szczęśliwe?
Niby zwyczajna historia, wszyscy oczywiście wiedzą, jakie będzie jej zakończenie, ale ogląda się to z ogromną radością. Przede wszystkim między głównymi bohaterami jest prawdziwa chemia, co niezbyt często możemy obserwować na ekranie. Zarówno William i Anna, jak i pozostałe postacie są ludźmi z krwi i kości, którzy popełniają czasami błędy, mają swoje problemy i marzenia. Są zabawni, wzruszający i pomysłowi. Warto! :)

Inną perełką brytyjskiego przemysłu filmowego jest ekranizacja powieści Helen Fielding, czyli "Dziennik Bridget Jones".
Tytułowa Bridget Jones (Renee Zellweger) to trzydziestokilkuletnia, samotna kobieta. Ma drobne problemy z nadwagą i czasami lubi sporo wypić. Ambicją jej matki jest znalezienie w końcu jej męża. Wtedy na horyzoncie pojawia się stateczny prawnik Mark Darcy (Colin Firth). Bridget nie jest nim jednak zachwycona: Mark nosi sweterki w renifery wybrane przez jego matkę, jest trochę nudny, a przede wszystkim wygłosił o niej niezbyt przychylną opinię. Dlatego ona zdecydowanie bardziej woli Daniela Cleavera (Hugh Grant), przebojowego przystojniaka, który jeździ sportowym autem, jest zabawny, świetny w łóżku i na dodatek bardzo przystojny. Wybór oczywisty? Nie do końca...
Przyznaję, fabuła nie jest nadzwyczaj oryginalna, ale przecież po komedii nie oczekujemy zawiłego dramatu. Znajdziemy tu za to soczyste, przekomiczna dialogi, zwariowane, wiarygodne postacie i morze humoru. To idealna pozycja, jeśli mamy gorszy humor!

Na sam koniec najlepsza  romantyczna i przy okazji świąteczna komedia - "To właśnie miłość" w reżyserii Richarda Cutrisa. 
To historie kilkunastu osób, których losy splatają się w okresie przedświątecznym. Mamy tu nowo wybranego premiera (Hugh Grant), wdowca (Liam Neeson) i jego pasierba, podstarzałego muzyka (Bill Nighy), samotnego pisarza (Colin Firth), świeżo upieczoną pannę młodą (Keira Knightley), parę aktorów występujących w filmach pornograficznych, gońca i wielu innych... Mnóstwo ich dzieli, ale łączy ich pragnienie szczęścia i miłości - zabrzmiało patetycznie, ale jeśli tylko obejrzycie ten film, to od razu zobaczycie, że jest to przede wszystkim komedia. Moim ulubionym momentem jest taniec premiera i oczywiście świąteczny spektakl. Kocham też wątek Sama - jego determinacja w zdobyciu serca ukochanej jest rozbrajająca! W okresie świąteczny musicie obowiązkowo obejrzeć ten film - jeśli oczywiście nie mieliście okazji zrobić tego do tej pory! :)

Podsumowując, powyżej opisałam zaledwie 3 komedie romantyczne rodem z Wielkiej Brytanii, bo jak zapewne wiecie jest ich dużo więcej (na przykład "Cztery wesela i pogrzeb", "Wimbledon"). Ale właściwie dlaczego są one tak dobre? Po pierwsze, występują w nich rewelacyjni aktorzy, laureaci wielu nagród. Wszyscy znają przecież Colina Firtha, Alana Rickmana czy Emmę Thompson. Dla mnie bardzo ważnym elementem wspólnym jest również Hugh Grant - tak się składa, że występuje on w większości moich ulubionych komedii romantycznych (niektóre nakręcone zostały przez Amerykanów, jak na przykład "Dwa tygodnie na miłość", ale dzięki niemu filmy od razu zyskują angielski klimat i poczucie humoru). Hugh jest przystojny, ma rozbrajający uśmiech i inteligentne poczucie humoru. Oby więcej takich! Poza tym brytyjskie komedie romantyczne charakteryzują się oryginalnymi historiami, prawdziwymi i zabawnymi postaciami, rewelacyjnym soundtrackiem i śmiesznym scenariuszem. Niby tylko tyle, ale zawsze wychodzi im udany film. Może polscy twórcy powinni brać z nich częściej przykład? Zamiast ściągać pomysły jak w przypadku "To właśnie miłość" i "Listów do M.", wystarczy się inspirować, a w końcu się uda! Najlepszym przykładem jest "Nigdy w życiu!" Można? Można! A póki co muszą nam wystarczyć Brytyjczycy i ich filmy :)

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Cień wiatru

Dzisiaj kilka słów o książce Carlosa Ruiza Zafona pt.:" Cień wiatru".
To historia Daniela Sempere, którego poznajemy jako małego chłopca w chwili, kiedy jego ojciec zabiera go do tajemniczego miejsca - Cmentarza Zaginionych Książek. Znajduje tam powieść "Cień wiatru" autorstwa tajemniczego Juliana Caraxa. Zafascynowany książką chłopak postanawia znaleźć inne pozycje tego pisarza, ale okazuje się to niemożliwe - ktoś niszczy wszystkie egzemplarze. Od tej pory obsesją Daniela staje się poznanie historii Caraxa, co wpłynie na całe jego życie.
O fabule tyle, bo jeśli napiszę coś więcej, to mogę coś zdradzić. Książka jest gruba (moje kieszonkowe wydanie ma ponad 500 stron), ale wciąga od pierwszej strony. Autorowi udało się świetnie pokazać tajemniczą Barcelonę, pełną tajemnic i postaci rodem z sennych koszmarów. Plusem jest plejada postaci z krwi i kości, kierujących się emocjami i namiętnościami. Moim ulubieńcem jest Fermin Romero de Torres - kloszard o złotym sercu i wielkim intelekcie. Historia jest zagmatwana, ale niektórych rzeczy można się domyślić, co nie zmienia faktu, że jak zaczęłam czytać, to nie mogłam się oderwać. Małe ostrzeżenie: oprócz kryminalnej zagadki mamy tu sporo wątków jak w prawdziwym romansie, dlatego jeśli ktoś nie lubi czytać o wielkich miłościach, nie powinien być zaskoczony.
Podsumowując, "Cień wiatru" to bardzo wciągająca książka, idealna na zimowe popołudnie, ale nie zaczynajcie jej czytać, jeśli macie coś pilnego do zrobienia, bo wystarczy, że przeczytacie kilka pierwszych stron, a nie będziecie mogli przestać!

czwartek, 22 grudnia 2011

Listy do M.

W ten grudniowy dzień kilka słów o największym kinowym hicie ostatnich miesięcy (ponad 2 miliony widzów!), czyli o komedii romantycznej "Listy do M." w reżyserii Mitja Okorna.

To historia jednego dnia z życia kilku osób. Ten dzień nie jest jednak taki zwykły, to w końcu Wigilia Bożego Narodzenia! Losy bohaterów przeplatają się ze sobą, a magia świąt pomaga im zrozumieć, co jest w życiu najważniejsze. Mamy wątek ciężarnej modelki Beti (Katarzyna Zielińska), policyjnego negocjatora Szczepana (Piotr Adamczyk), sklepowego Mikołaja (Tomasz Karolak), samotnej Śnieżynki (Roma Gąsiorowska-Żurawska), pracoholika Wladiego (Paweł Małaszyński), niewiernej żony (Agnieszka Dygant), zimnej pani prezes (Agnieszka Wagner) i jej męża (Wojciech Malajkat), ale przede wszystkim tytułowego M. czyli dziennikarza Mikołaja (Maciej Stuhr). W ten wyjątkowy dzień spotykają się oni w dziwnych okolicznościach i koligacjach....
Przejdźmy do plusów i minusów. Plusem jest zdecydowanie Maciek Stuhr - idealnie pasuje do komedii romantycznej, jest wiarygodny, zabawny i przede wszystkim przystojny. Muszę jednak przyznać, że dla mnie największą gwiazdą w filmie jest jego ekranowy syn Kostek (Jakub Jankiewicz). Totalnie mnie oczarował - był przeuroczy, zabawny, zagrał bardzo dobrze, osobiście wróżę mi wielką karierę! Poza tym podobała mi się muzyka (zwłaszcza utwór "Over the rainbow"), świąteczny klimat i wątek Szczepana.
Jest też kilka minusów - przede wszystkim przewidywalność i ogromne podobieństwo do klasycznej, świątecznej komedii, czyli " To właśnie miłość". Polscy twórcy zasugerowali się nie tylko pomysłem na fabułę, ale również wzorem plakatu! Szkoda, mamy przecież wybitnych grafików z głowami pełnymi własnych pomysłów.

Podsumowując, "Listy do M." to najlepsza polska komedia romantyczna od ładnych kilku lat. Idealnie nadaje się do oglądania w okresie Bożego Narodzenia (jestem pewna, że już za rok będziemy mieli okazję obejrzeć ją na antenie TVNu), aby wprowadzić się w świąteczny nastrój. Zatem pozwólcie się oczarować "Listom do M.".

czwartek, 15 grudnia 2011

Autograf Magdaleny Popławskiej

Wysłałam list i zdjęcie do pani Magdy 25 października 2011 roku na adres Teatru Nowego, a dzisiaj (15 grudnia 2011r.) otrzymałam je podpisane i z piękną dedykacją.