czwartek, 17 kwietnia 2014

Elementary

Uwielbiam Sherlocka, bardzo podobały mi się filmowe przygody najsłynniejszego detektywa na świecie (w reżyserii Guy'a Ritchiego), przeczytałam już część książek (niektóre jeszcze przede mną, dawkuję sobie tę przyjemność), teraz przyszedł czas na amerykańską odpowiedź na brytyjską uwspółcześnioną wersję Holmesa. Dziś w roli głównej Elementary
Sherlock Holmes (Jonny Lee Miller) to geniusz dedukcji. Spotykamy go w chwili, kiedy kończy odwyk i chce wrócić do pracy. Na jego drodze staje dr Joan Watson (Lucy Liu), zatrudnił ją ojciec Sherlocka jako towarzyszkę trzeźwości dla swojego syna. Dr Watson była chirurgiem, ale po śmierci pacjenta zrezygnowała z medycyny i zaczęła pomagać osobom wychodzącym z nałogu. Jak ułożą się ich relacje?
Bardzo sceptycznie podeszłam do  Elementary, zakochałam się w uwspółcześnionej przez BBC wersji przygód Holmesa, dlatego jak usłyszałam, że Amerykanie rozpoczęli produkcję własnej wersji, nie byłam zachwycona pomysłem. Co się okazało? Elementary to bardzo dobry serial kryminalny, który ma jednak trochę mało wspólnego z Sherlockiem. Oczywiście para głównych bohaterów nazywa się Holmes i Watson, ale pierwsza znacząca zmiana to zrobienie z Johna Watsona Joan Watson. Od pierwszego odcinka obawiałam się, że twórcy będą chcieli dwójkę głównych bohaterów zeswatać (jak pokazują przykłady Kości, Castle, itd), na szczęście na razie nie zdecydowali się na ten krok. Widać między nimi fajną, przyjacielską relację i niech tak zostanie jak najdłużej. Brakuje mi trochę Lestrade'a, zamiast niego jest kapitan Gregson i detektyw Bell (Lestrade pojawia się, ale tylko w epizodzie i dopiero w 2 sezonie). Dostajemy możliwość poznania brata Sherocka, Mycrofta (Rhys Ifans), który mocno odbiega od Mycrofta znanego nam z serialu BBC. Tutaj jest szefem kilku restauracji i ma kilka tajemnic - mam nadzieję, że to faktycznie będą jakieś ważne sekrety, a nie błahy powód, aby popchnąć akcję do przodu. Skoro to serial o genialnym detektywie, nie może zabraknąć też mistrzów zbrodni. Milverton, opisywany przez Doyle'a jako król szantażu tu ledwo pojawia się na ekranie, a jego historia nie zapada wyjątkowo w pamięci (w przeciwieństwie do brytyjskiej wersji, Magnussena  ciężko zapomnieć). Jednym z wątków przewodnich całego serialu jest Moriarty, czyli jeden z największych wrogów Holmesa. Przyznaję, co to zaprezentowali twórcy w przypadku tej postaci, bardzo mi się podobało, aczkolwiek nie było dla mnie zaskoczeniem (przeglądanie tumblra ma też swoje złe strony, jak choćby to, że nawet przypadkiem można się natknąć na spoilery), dlatego jeśli nie oglądaliście serialu omijajcie szerokim łukiem spoilery, będziecie mieć większą frajdę z oglądania. Podobają mi się nawiązania do kanonu, jak hodowla pszczół przez Sherocka czy jego prace na temat rodzajów popiołu, ale nie jestem w 100% przekonana do wątku z uzależnieniem od narkotyków. Kiedy Doyle pisał swoje książki, zażywanie kokainy nie było tak szokujące jak jest teraz, a amerykańscy twórcy zrobili z uzależnienia Sherlocka jeden z głównych motywów. Fakt, to nadaje serialowi dramatyzmu i pozwala Jonny'emu pokazać jakim jest świetnym aktorem, ale nie wiem, czy autor byłby zadowolony z tego zabiegu. Moim największym problemem z serialem jest to, że to tak naprawdę kolejny procedural. Dwójka głównych bohaterów rozwiązuje zagadki kryminalne, a ja z zegarkiem w ręku wiem, kiedy odkryją już na 100%, kto i dlaczego zabił. Oczywiście, ta dwójka to nie jest zwykły Jon Doe z kompanem, ale Sherlock Holmes i dr Watson, którzy używają w czasie śledztwa metod dedukcji, co nie zmienia faktu, że w obecnych czasach praktycznie każdy serial kryminalny posiada genialnego policjanta czy śledczego. Detektyw Monk, Mentalista czy dr Brennan - wszyscy są świetnymi obserwatorami, ich metody bardzo przypominają metody śledztwa Holmesa. Kiedy BBC wyemitowało 3 sezon Sherocka, padły głosy, że skoro mają tak mało odcinków (3 na sezon), to po co coś zmieniać w strukturze (chodziło zwłaszcza o 2 odcinek, kiedy sprawa kryminalna pojawia się bardzo późno, wcześniej akcja koncentruje się na relacjach między bohaterami). Moim zdaniem to był świetny zabieg, ponieważ pokazał, że wpadanie w schemat jest dobre, ale dla produkcji, które możemy oglądać na ekranie tydzień w tydzień. Tak właśnie robią twórcy Elementary - zauważywszy potencjał współczesnego Sherlocka, postanowili zrobić coś podobnego dla amerykańskiego widza. Dlatego moim zdaniem zdecydowali się na sprawdzony schemat seriali proceduralnych, do których widownia była przyzwyczajona. Na szczęście do tego schematu dorzucili genialnego detektywa i bardzo dobrego aktora, który go zagrał. Owszem, Lucy Liu świetnie się prezentuje na ekranie (ta jej garderoba! - tak przy okazji, za każdym razem kiedy Sherlock wybiera Joan ubrania zaskakuje mnie wyczuciem w doborze strojów), a między nią a Jonny jest fajna chemia, to jednak według mnie serial swój sukces zawdzięcza właśnie Jonny'emu. Jest zachwycający, a co dla mnie niezwykle ważne, stworzył własną wersję Holmesa. Tak naprawdę dla niego obejrzałam wszystkie odcinki i czekam na kolejne.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z Elementary, a lubicie seriale kryminalne i Sherlocka Holmesa (dokładnie w takiej kolejności), to warto nadrobić zaległości. Ja się wciągnęłam i zastanawiam się, co ciekawego pokażą nam tym razem w finale sezonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz