środa, 4 września 2013

Ślub doskonały

Dziś recenzja spektaklu, który miałam przyjemność zobaczyć wczoraj w Teatrze Kwadrat - zapraszam serdecznie na "Ślub doskonały"!
Hotel. W łóżku leży bardzo skacowany mężczyzna. Powinien już wstać, bo za 2 godziny ma się odbyć jego ślub. Nagle okazuje się, że oprócz niego w łóżku jest jeszcze naga nieznajoma kobieta. To jednak nie koniec - w hotelu ma się zaraz pojawić przyszła małżonka, żeby w spokoju przygotować się do ślubu...
Jak łatwo się domyślić, to dopiero początek problemów Billa (Paweł Małaszyński). Musi pozbyć się nowej nieznajomej (Marta Żmuda Trzebiatowska), zanim jego narzeczona Rita (Katarzyna Glinka) zorientuje się, co się stało. O pomoc prosi swojego przyjaciela i drużbę, Toma (Andrzej Nejman). "Ślub doskonały" to farsa w najlepszym wydaniu, dlatego oczywiście nic nie idzie zgodnie z planem. Rita przyjeżdża za szybko, kochanka jeszcze nie opuściła apartamentu dla nowożeńców, a do spisku zostaje wciagnięta pokojówka (Magda Lamparska). Tempo nie zwalnia ani na minutę, a kolejne sytuacje, w których znajdują się bohaterowie, są coraz bardziej absurdalne i zabawne. Byłam neutralnie nastawiona do spektaklu (wiadomo, lepiej się miło rozczarować), ale okazało się, że zupełnie bezpodstawnie. Bawiłam się świetnie! Lubię dobre komedie, a ta była wyśmienita! Farsa jest wymagającym gatunkiem, aktorzy dali sobie jednak bardzo dobrze radę. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Katarzyna Glinka jako Rita - do tej pory kojarzyłam ją głównie z seriali, na deskach teatru okazało się, że naprawdę potrafi grać, a nie tylko ładnie wyglądać (ale to problem większości aktorek występujących w serialach, one zazwyczaj nie mają czego grać, wymaga się od nich tylko ładnego prezentowania, ale to już zupełnie inny temat). Ewa Kasprzyk jako Daphne, matka Rity i Andrzej Grabarczyk w roli właściciela hotelu udowodnili, że są świetnymi aktorami komediowymi. Podobnie jak Andrzej Nejman i Magda Lamparska - do tej pory kojarzyłam ich głównie z telewizji, ale po raz kolejny czekała mnie bardzo miła niespodzianka. Nie mogę zapomnieć o parze głównych bohaterów - Billu i Judy. Zarówno Paweł Małaszyński, jak i Marta Żmuda Trzebiatowska kupili mnie w 100%. Byli przezabawni, czuć było między nimi fajną chemię. Muszę się przyznać, że co do Marty miałam pewne obawy - kilka lat temu widziałam ją w spektaklu "Motyle są wolne" i niezbyt mi się podobał jej występ. Tym razem było zupełnie inaczej, widać, jak bardzo rozwinęła się od tego czasu, jej Judy jest zabawna, urocza, no i świetnie prezentuje się w krótkiej sukience. Jeśli zaś chodzi o Pawła, to od dawna słyszałam dużo pozytywnych opinii na temat jego występów w teatrze, jak się na szczęście okazało, było to opinie prawdziwe. Swoją drogą musi mieć niezłą kondycję, w czasie spektaklu nieźle się nabiegał ;)
Podsumowując, "Ślub doskonały" to świetna komedia. Na sukces złożył się zabawny scenariusz, piękna scenografia, fajna muzyka i świetni aktorzy. Tylko tyle albo aż tyle. To była moja pierwsza wizyta w Teatrze Kwadrat, ale na pewno nie ostatnia. A wszystkim gorąco polecam "Ślub doskonały", naprawdę warto!

2 komentarze:

  1. Miałaś lepszą ekipę! :D z tą moją też nie było najgorzej ale najbardziej żal mi tego, że nie widziałam Pani Ewy w roli teściowej! :P

    OdpowiedzUsuń