Wczoraj spędziliśmy prawie cały dzień w Monzy - odbywało się tam Grand Prix Formuły 1. Po drobnych problemach ze znalezieniem miejsca do parkowania, dotarliśmy do parku, gdzie znajduje się tor. Pierwsze wrażenie? Setki, tysiące ludzi ubranych na czerwono - kolorze Ferrari. Uzbrojeni we flagę ruszyliśmy na trybuny. Jak się okazało już dzień wcześniej na kwalifikacjach, mieliśmy bardzo dobre miejsca - co prawda nie przy linii startu, ale przy szybkim zakręcie (parabolica!). Muszę przyznać, że zakochałam się w dźwięku pędzących bolidów, w telewizji tego nie słychać. Ten huk jest cudowny! Siedzieliśmy otoczeni przez fanów ferrarri (95% widzów kibicowało ferrari, w końcu to włoski team!) i kiedy tylko Alonso albo Massa przejeżdżali koło nas wszyscy zaczynali krzyczeć i bić brawo. Nie widziałam dwóch ostatnich okrążeń, ponieważ pobiegliśmy na miejsce koronacji zwycięzców. Był straszny ścisk, ale i tak nie żałuję! Już planuję kolejny wyścig, a tymczasem uciekamy do Bergamo. Forza Ferrari! Viva Alonso!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz