czwartek, 3 maja 2012

Werona

Kiedy usłyszałam hasło "Pojedziemy do Werony", przed oczami zobaczyłam miasteczko zdominowane przez motyw "Romea i Julii". Na szczęście moja mama mnie nie posłuchała, a ja się w Weronie zakochałam. Najpierw poszliśmy do Areny, starożytnego teatru, który wielkością ustępuje tylko rzymskiemu Koloseum. Kolejnym punktem na naszej trasie był Castelvecchio - przepiękny zamek z imponującym widokiem na całe miasto. W środku znajduje się muzeum, gdzie znajduje się kilka wyjątkowo dziwnych obrazów (osobiście przeraziło mnie Dzieciątko Jezus z wąsami. Wyjątkowo nietypowa wizja, prawda?). Odwiedziliśmy Dom Julii (mnóstwo turystów, nic szczególnego, ale być w Weronie i nie odwiedzić tego miejsca? Skusiłam się nawet na zdjęcie na słynnym balkonie), wjechaliśmy na wieżę widokową -Torre dei Lamberti - i obejrzeliśmy zachwycającą katedrę - z zewnątrz to surowa budowla, bez wielu ozdób. Za to w środku... jest po prostu oszałamiająca, przepiękna, wspaniała. Takie samo wrażenie zrobił na nas kościół św. Anastazji. Na sam koniec zwiedziliśmy Teatro Romano i znajdujące się w nim muzeum archeologiczne.
Werona mnie naprawdę zachwyciła. To miasto pełne zabytków, ale nie można narzekać na tłum turystów (w przeciwieństwie do Wenecji). Wąskie uliczki, piękne kamienice, ale najbardziej zdziwiła mnie ilość rowerzystów. Przed każdym sklepem czy restauracją możecie znaleźć stojak na rower, a w punkcie informacji turystycznej wypożyczyć jeden całkowicie za darmo (jedyny koszt to zwrotna kaucja w wysokości 5€). W czasie następnej wizyty w Weronie na pewno zdecyduje się obejrzeć miasto z perspektywy dwóch kółek. A tymczasem zachęcam do obejrzenia kilku zdjęć oraz do wypadu do Werony. Zdecydowanie warto!









































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz