niedziela, 20 maja 2012

Kosogłos

Dzisiaj pora na ostatnią część trylogii Suzanne Collins - "Kosogłos".
Dystryktu 12 już nie ma - takie są ostatnie słowa drugiego tomu. I w tym miejscu zaczyna się akcja "Kosogłosu". Katniss dochodzi do siebie w szpitalu, Peeta jest cały czas na terenie Capitolu, a w Panem wybuchło powstanie. Wszędzie panuje chaos i wojna, a tymczasem pani prezydent 13. dystryktu prosi Katniss, aby została twarzą buntu. Rozdarta między strachem o Peetę a chęcią zemsty na prezydencie Snow Kastniis decyduje się podjąć wyzwanie. Jak potoczą się losy wojny?
Muszę przyznać, że dwie pierwsze części czytało mi się bardzo dobrze. Oczywiście, to nie powieść na miarę "Mistrza i Małgorzaty", ale wyjątkowo wciągająca historia o odwadze, przyjaźni, lojalności i walce o wolność. Tego samego spodziewałam się po ostatniej części. I niestety trochę się zawiodłam. Większość decyzji podejmowanych przez bohaterów wywoływała na mojej twarzy uśmiech politowania. Ich postępowanie było nielogiczne (oczywiście niektórzy nie mieli na nic wpływu, ale to zupełnie inna kwestia). Miłosny trójkąt pomiędzy Katniss, Gale'm a Peetą nie został w pełni wykorzystany, a śmierć niektórych postaci - tak, znowu mamy rzeźnię - albo niepotrzebna, albo mało zaskakująca. Najbardziej rozczarowało mnie jednak zakończenie, jak gdyby autorka usłyszała w wydawnictwie, że książka jest zbyt gruba i powinna już zakończyć. Naprawdę, akcja się zagęszcza i nagle - bęc! koniec! Bardzo nieprzyjemne zagranie.
Ogólnie, jeśli przeczytaliście dwie poprzednie części, to warto przeczytać, jak historia Katniss się kończy, ale ostrzegam, że "Kosogłos" może Wam się już tak nie spodobać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz