To historia młodej lekarki Zoe Hart (Rachel Bilson), która nie dostaje się staż kardiologiczny i zmuszona jest odbyć swój roczny staż na głębokiej prowincji - w Bluebell w stanie Alabama. Uczy się zarządzania przychodnią, walczy o pacjentów z chciwym współwłaścicielem, który chce przejąć całą praktykę, próbuje zdobyć zaufanie lokalnej społeczności i poznaje zwyczaje tego niezwykłego miasteczka. Dzięki wsparciu burmistrza (Cress Williams) zdobywa mieszkanie, a poznani mężczyźni coraz częściej zaprzątają jej głowę. Jeden to znany kobieciarz i barman Wade (Wilson Bethel), a ten drugi to najlepsza partia w okolicy, George Tucker (Scott Porter) - całkiem przypadkiem narzeczony Lemon Breeland (Jaime King), córki współwłaściciela przychodni, która nie darzy Zoe szczególną sympatią.
Fabuła wydaje się skomplikowana, ale bez problemu orientujemy się, kto jest kim już po pierwszym odcinku. Spokojna atmosfera południa świetnie kontrastuje z licznymi intrygami mającymi na celu pozbycie się Zoe z Bluebell. Mamy okazję podejrzeć, jak żyje się w konserwatywnym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych - mnie osobiście zdumiała ilość kultywowanych tradycji, organizowanych imprez i różnego rodzaju parad. Poza tym zakochałam się w garderobie Zoe - matko, jak ona się świetnie ubiera! I te szpilki! Jej szorty są zresztą jednym z powodów plotek ;) Spodobał mi się również wątek Zoe - Wade - George - Lemon - Lavon.
Podsumowując, "Hart od Dixie" to nie jest serial najwyższy lotów, daleko mu do poziomu chociażby "Rodziny Soprano", ale mnie uwiódł. Idealnie pasuje do niego termin "guilty pleasure" - jego oglądanie sprawia prawdziwą przyjemność, bohaterowie są prawdziwi, uroczy, z poczuciem humoru, inteligentni, no i Wade jest całkiem przystojny :] Dlatego już nie mogę się doczekać kolejnego odcinka! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz