środa, 28 grudnia 2011

Fenomen brytyjskich komedii romantycznych

Na pewno każdy z Was widział choć jedną komedię romantyczną w swoim życiu. Ile z nich było naprawdę zabawnych? A które opowiadały ciekawą historię dwojga ludzi? No właśnie, zdecydowanie za rzadko. Jeśli mieliście okazję zobaczyć polskie produkcje tego typu (Na przykład "Dlaczego nie", "Nie kłam kochanie" czy "Miłość na wybiegu"), to na pewno wiecie, że większość gagów jest żałosnych, a główny wątek miłosny jest wydumany i niewiarygodny. Niektórym jednak to się udaje. Tak, mówię tu o Brytyjczykach. Jakim cudem ich komedie romantyczne są zabawne, wzruszające i romantyczne?

Na sam początek jedna z moich ulubionych komedii romantycznych, czyli "Notting Hill" w reżyserii Rogera Michella.
To historia Williama (Hugh Grant), londyńskiego księgarza, który pewnego dnia na ulicy spotyka piękną Annę (Julia Roberts), hollywoodzką gwiazdę. Przypadkowa znajomość przeradza się w poważny związek. Ale czy dwie osoby ze skrajnie różnych światów mogą być ze sobą szczęśliwe?
Niby zwyczajna historia, wszyscy oczywiście wiedzą, jakie będzie jej zakończenie, ale ogląda się to z ogromną radością. Przede wszystkim między głównymi bohaterami jest prawdziwa chemia, co niezbyt często możemy obserwować na ekranie. Zarówno William i Anna, jak i pozostałe postacie są ludźmi z krwi i kości, którzy popełniają czasami błędy, mają swoje problemy i marzenia. Są zabawni, wzruszający i pomysłowi. Warto! :)

Inną perełką brytyjskiego przemysłu filmowego jest ekranizacja powieści Helen Fielding, czyli "Dziennik Bridget Jones".
Tytułowa Bridget Jones (Renee Zellweger) to trzydziestokilkuletnia, samotna kobieta. Ma drobne problemy z nadwagą i czasami lubi sporo wypić. Ambicją jej matki jest znalezienie w końcu jej męża. Wtedy na horyzoncie pojawia się stateczny prawnik Mark Darcy (Colin Firth). Bridget nie jest nim jednak zachwycona: Mark nosi sweterki w renifery wybrane przez jego matkę, jest trochę nudny, a przede wszystkim wygłosił o niej niezbyt przychylną opinię. Dlatego ona zdecydowanie bardziej woli Daniela Cleavera (Hugh Grant), przebojowego przystojniaka, który jeździ sportowym autem, jest zabawny, świetny w łóżku i na dodatek bardzo przystojny. Wybór oczywisty? Nie do końca...
Przyznaję, fabuła nie jest nadzwyczaj oryginalna, ale przecież po komedii nie oczekujemy zawiłego dramatu. Znajdziemy tu za to soczyste, przekomiczna dialogi, zwariowane, wiarygodne postacie i morze humoru. To idealna pozycja, jeśli mamy gorszy humor!

Na sam koniec najlepsza  romantyczna i przy okazji świąteczna komedia - "To właśnie miłość" w reżyserii Richarda Cutrisa. 
To historie kilkunastu osób, których losy splatają się w okresie przedświątecznym. Mamy tu nowo wybranego premiera (Hugh Grant), wdowca (Liam Neeson) i jego pasierba, podstarzałego muzyka (Bill Nighy), samotnego pisarza (Colin Firth), świeżo upieczoną pannę młodą (Keira Knightley), parę aktorów występujących w filmach pornograficznych, gońca i wielu innych... Mnóstwo ich dzieli, ale łączy ich pragnienie szczęścia i miłości - zabrzmiało patetycznie, ale jeśli tylko obejrzycie ten film, to od razu zobaczycie, że jest to przede wszystkim komedia. Moim ulubionym momentem jest taniec premiera i oczywiście świąteczny spektakl. Kocham też wątek Sama - jego determinacja w zdobyciu serca ukochanej jest rozbrajająca! W okresie świąteczny musicie obowiązkowo obejrzeć ten film - jeśli oczywiście nie mieliście okazji zrobić tego do tej pory! :)

Podsumowując, powyżej opisałam zaledwie 3 komedie romantyczne rodem z Wielkiej Brytanii, bo jak zapewne wiecie jest ich dużo więcej (na przykład "Cztery wesela i pogrzeb", "Wimbledon"). Ale właściwie dlaczego są one tak dobre? Po pierwsze, występują w nich rewelacyjni aktorzy, laureaci wielu nagród. Wszyscy znają przecież Colina Firtha, Alana Rickmana czy Emmę Thompson. Dla mnie bardzo ważnym elementem wspólnym jest również Hugh Grant - tak się składa, że występuje on w większości moich ulubionych komedii romantycznych (niektóre nakręcone zostały przez Amerykanów, jak na przykład "Dwa tygodnie na miłość", ale dzięki niemu filmy od razu zyskują angielski klimat i poczucie humoru). Hugh jest przystojny, ma rozbrajający uśmiech i inteligentne poczucie humoru. Oby więcej takich! Poza tym brytyjskie komedie romantyczne charakteryzują się oryginalnymi historiami, prawdziwymi i zabawnymi postaciami, rewelacyjnym soundtrackiem i śmiesznym scenariuszem. Niby tylko tyle, ale zawsze wychodzi im udany film. Może polscy twórcy powinni brać z nich częściej przykład? Zamiast ściągać pomysły jak w przypadku "To właśnie miłość" i "Listów do M.", wystarczy się inspirować, a w końcu się uda! Najlepszym przykładem jest "Nigdy w życiu!" Można? Można! A póki co muszą nam wystarczyć Brytyjczycy i ich filmy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz