Sal Paradise (Sam Riley) wraz z przyjacielem Deanem Moriarty (Garrett Hedlund) i jego młodziutką żoną Marylou (Kristen Stewart) odbywają szaloną podróż przez Stany Zjednoczone. Kradną jedzenie - oczywiście zgodnie z zasadą prezydenta Trumana "aby redukować koszty", imprezują, eksperymentują z narkotykami i seksem. W ich życiu przewija się mnóstwo osób - niespełniony poeta Carlo Marx (Tom Sturridge), druga żona Dean'a Camille (Kirsten Dunst) czy stary Bull Lee (Viggo Morstensen). Jak skończy się ich wyprawa?
Nie czytałam książki Kerouac'a (nie zdążyłam, ale mam zamiar nadrobić zaległości w najbliższym czasie), więc moja ocena dotyczy filmu jako odrębnej całości, nie adaptacji. Po pierwsze, obsada - reżyserowi udało się zebrać grupę ludzi, którzy potrafią pokazać ducha minionej epoki. Moimi faworytami są odtwórcy Dean i Sal'a, czyli Garrett Hedlund i Sam Riley. Mają coś hipnotyzującego w oczach, a słuchając narracji Sal'a... Cóż, muszę przyznać, że może Sam Riley nie jest najprzystojniejszym aktorem, ale głos ma obłędny! Warto zwrócić uwagę na epizodyczne role, niektóre z nich to prawdziwe perełki. Nie jestem przekonana do wyboru Kristen Stewart do roli Marylou - tak, jestem do niej trochę uprzedzona (zapewne byłoby inaczej, gdyby częściej zamykała usta), ale tutaj dałam jej czystą kartę. Mam wrażenie, że niekoniecznie podołała roli, ale muszę przyznać, że przynajmniej pokazała, że jak zechce, to potrafi grać. Jeśli chodzi o kontrowersje poruszane w filmie - seks, narkotyki - to wszystko jest pokazane bez ogródek. Spodobał mi się klimat filmu drogi, przepiękne krajobrazy i bardzo dobra muzyka, jednak czegoś mi zabrakło. Film jest dobry, ale nie bardzo dobry, jak zapowiadali to sami twórcy (jak zwykle oczekiwania przerosły efekty). Nie zmienia to faktu, że warto go zobaczyć, choćby po to, żeby na własnej skórze poczuć, jak rodziła się Beat generation.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz