Wszystkie filmy przygodowe opowiadają o dzielnym bohaterze, który szuka skarbów, walczy ze złem czy odkrywa wielkie sekrety. Prawie zawsze ktoś mu pomaga - dzisiejszy wpis poświęcam pomocnikom, przyjaciołom czy druhom poszukiwaczy skarbów albo dzielnych detektywów. Czas start! :)
Na sam początek dr Watson, czyli pomocnik i przyjaciel wielkiego Sherlocka Holmesa.
Sherlock jest genialny - nikt nie ma co do tego wątpliwości (no dobra, kilka osób uważa, że używa swego wielkiego umysłu do złych celów - patrz Anderson i Donovan, ale nikt nie wątpi w jego inteligencję, spryt i wiedzę). Należy jednak podkreślić, że wyjątkowo ciężko jest mu się odnaleźć w świecie pośród zwykłych ludzi. I tutaj pojawia się dr Watson - mniej genialny, ale zdecydowanie bardziej ludzki. To on próbuje go ucywilizować, uświadamia go, kiedy przekroczy granicę. Świetnie się uzupełniają. Nie miałam jeszcze okazji dobrze poznać dr Joan Watson (Lucy Liu) z Elementary, muszę w końcu nadrobić zaległości, ale mam już swoje zdanie na temat dr Watsona (Jude Law) z Sherlocka Holmesa w reż. Guy'a Ritchiego oraz dr Watsona (Martin Freeman) z Sherlocka. Ten filmowy jest dużo rozważniejszy od swojego współlokatora, chce się w końcu ustabilizować, ożenić, ale nie umie się powstrzymać przed zaangażowaniem w kolejną sprawę Sherlocka. Co do serialowego Watsona - jest absolutnie wspaniały. Tutaj mamy idealną kombinację świetnego scenariusza i świetnego aktora. Nie chcę ujawniać za dużo osobom, które przygodę z serialem mają jeszcze przed sobą, ale pierwsza scena z odcinka "Upadek z Reichenbach" jest jego najlepszą wizytówką (bo muszę podkreślić, że gra świetnie w każdym odcinku, nie tylko w tym). Oglądanie dr Watsona w wykonaniu Freemana jest prawdziwą przyjemnością.
Dalej przyjaciele Harry'ego Pottera, czyli Hermiona Granger i Ron Weasley.
7 książek, 8 filmów, 10 lat - to wszystko, aby opisać historię jednego chłopca. Historię, która oczarowała miliony ludzi na świecie (słowo "oczarowała" użyłam specjalnie, bo jeśli jakimś cudem tego nie wiecie, Harry jest czarodziejem), w tym mnie. Jednak to nie tylko jego zasługa, że udało mu się dokonać tak wielu rzeczy - tak naprawdę prawie nic by mu się nie udało, gdyby nie jego przyjaciele - Ron i Hermiona, których po prostu uwielbiam. Uwielbiam ich osobno, od samego początku, uwielbiam ich również jako parę (najpierw potencjalną, potem prawdziwą). Hermiona jest niezwykle bystra, inteligentna, ma świetną pamięć, kocha książki i ma zawsze najlepsze oceny. Jednocześnie jest odważna, lojalna i nie boi się mieć swojego zdania. Co do Rona, to chłopak ma straszne kompleksy: jest rudy, pochodzi z licznej i niezbyt zamożnej rodziny, a jego najlepszy przyjaciel to sam Harry Potter, chłopiec, który przeżył. Czasami ma wątpliwości, czy to co robią, jest słuszne, ale w najważniejszych chwilach zawsze staje na wysokości zadania. Niezastąpione trio!
Skoro za tytuł wpisu służy cytat z piosenki z filmu Toy Story, to w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć Chudego i Buzza Astrala.
Chudy to kowboj, Buzz to astronauta. Są zabawkami. Zabawkami, które ożywają w chwili, kiedy dziecko opuszcza pokój. Na początku nie pałają do siebie sympatią, Chudy jest zazdrosny, że Andy woli nową zabawkę niż jego, ale sytuacja zmienia się, kiedy jeden z nich potrzebuje pomocy. Na liście pojawili się obydwaj, ponieważ w I części Chudy ratował Buzza (a właściwie naprawiał sytuację, do której sam doprowadził), a w II części to Buzz ruszył Chudemu na ratunek. Przyjaciele, kompani, zabawki. Razem na koniec świata i jeszcze dalej!
Przedostatni jest najwierniejszy towarzysz Frodo, znany z Władcy pierścieni, hobbit Sam Gamgee.
Obejrzałam Władcę pierścieni już kilkakrotnie, prawie zawsze we własnej wersji reżyserskiej (czyli przewijamy prawie wszystkie sceny z Frodem). Nie lubię go, irytuje mnie, no po prostu nie mogę na niego patrzeć. Uważam też, że nie doceniał tego wszystkiego, co zrobił dla niego Sam. W końcu to on uratował mu tyłek, zanim zjadły go orki. Sam jest lojalny, odważny i zrobi wszystko dla swoich przyjaciół. Prawdziwy skarb.
Na sam koniec kompan pewnego zielonego ogra, czyli Osioł.
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie zna tego irytującego, gadatliwego i zabawnego Osła? Sporo w tym zasługi polskiego dubbingu (brawa dla Jerzego Stuhra!), ale świetnie zdajemy sobie wszyscy sprawę, że gdyby nie Osioł, to Shrek nie poradziłby sobie tak dobrze z uwolnieniem Fiony ani nie odważyłby się o nią zawalczyć. Osioł może i dużo gada, śpiewa i nuci, ale bardzo zależy mu na szczęściu przyjaciół. Pierwszy rzuci się na poszukiwanie leczniczych kwiatów (niebieski kwiat i kolce!), dogada się ze smoczycą i kiedy trzeba powie kilka słów prawdy. I jak tu go nie lubić? :)
Na dziś to tyle, ja odliczam czas do nowego odcinka Sherlocka (tak, świetnie zdaję sobie sprawę, że jestem ostatnio monotematyczna, ale za tydzień wyemitowany zostanie ostatni odcinek i na razie się ciągle cieszę serialem, bo już niedługo cała przyjemność się skończy), a Was zostawiam z pytaniem, który z filmowo - serialowo - książkowych przyjaciół głównego bohatera jest Waszym ulubionym. Osioł, dr Watson, a może ktoś jeszcze inny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz