wtorek, 26 lutego 2013

Największy pokaz mody na świecie, czyli najpiękniejsze oscarowe kreacje

Oscary to święto filmu. Każdy aktor, reżyser czy operator marzy, by choć raz w życiu otrzymać nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej. Wszyscy kinomani na świecie najpierw z niecierpliwością oczekują na ogłoszenie nominacji, później obstawiają, kto tym razem wygra, a w końcu oglądają ceremonię i komentują wybór członków Akademii. Oscary to również święto mody. Najwięksi projektanci "biją się" o to, by aktorki (zwłaszcza nominowane) założyły ich kreacje. Gwiazdy od kilku miesięcy katują się dietami (podobno bardzo pomaga stres towarzyszący sezonowi nagród), by tej jednej wyjątkowej nocy zachwycić cały świat. Komu ta sztuka udała się w tym roku? Oto mój subiektywny spis najpiękniejszych sukni.

Jennifer Lawrence w sukience Diora - jej strój króluje w rankingach pism i serwisów modowych. Nawet w chwili potknięcia wyglądała absolutnie zjawiskowo.

Kolejna jest Amy Adams w kreacji Oscara de la Renty. Nominowana w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa wyglądała po prostu świetnie, ciężko uwierzyć, że ma już 38 lat.

Zjawiskowo na czerwonym dywanie i na scenie prezentowała się Charlize Theron w pięknej kreacji od Diora. Uroku dodawała jej krótka fryzura (zgoliła włosy na potrzeby roli w nowej wersji Mad Maxa) i oczywiście promienny uśmiech. Przyciągała spojrzenia wszystkim, co nie powinno nikogo dziwić. 

Kolejna nominowana aktorka, Naomi Watts, postawiła na błysk i ciemniejsze kolory niż wymienione przeze mnie już jej koleżanki. W sukni od Armaniego wyglądała naprawdę ślicznie, a uwagę przykuwała piękna fryzura i oryginalne góra kreacji.

Ostatnia na mojej liście jest Jennifer Aniston w ognistoczerwonej kreacji od Valentino. Może sam krój nie jest najbardziej oryginalny, ale ten kolor dał świetny efekt. 

poniedziałek, 25 lutego 2013

85. ceremonia rozdania Oscarów

Oscarowa noc dobiegła końca. Oczekiwanie na najbardziej popularne nagrody filmowe (bo uważam, że Oscary na pewno nie są najważniejszymi nagrodami w świecie filmu, są jednak najbardziej medialne i znane) zakończone. Znamy już wszystkich laureatów, a każdy kinoman na świecie już wie, czy przewidział to, w czyje ręce trafi statuetka złotego rycerza. Czas na podsumowanie tej nocy! :)

Na sam początek - tegoroczna gala zdecydowanie stoi pod znakiem muzyki. Mieliśmy oczywiście wykonanie nominowanych piosenek (w tym premierowe wykonanie "Skyfall" na żywo przez Adele), ale oprócz tego na scenie zaśpiewano musicalowe hity, m. in. z filmu "Chicago" czy "Les Miserables", a na początku ceremonii tradycyjnie zaśpiewał gospodarz. Nagrodę otrzymał Mychael Danna za muzykę do filmu "Życie Pi", a w kategorii najlepsza piosenka wygrała Adele.

W kategorii pełnometrażowy film animowany wygrała produkcja DreamWorks, czyli "Merida waleczna", zaś  najlepszym filmem krótkometrażowym Akademia wybrała "Papermana". Nagrodzoną scenografię można obejrzeć w "Lincolnie", kostiumy w "Annie Kareninie", zaś najlepszą charakteryzacją mogą pochwalić się twórcy "Les Miserables". W kategorii montażu wygrała "Operacja Argo", a w kategorii "Najlepszy montaż dźwięku" był remis - nagrody dostał "Wróg numer jeden" i "Skyfall". Za najlepszy scenariusz adaptowany uznano scenariusz do "Operacji Argo", zaś w kategorii scenariusz oryginalny zatryumfował Quentin Tarantino za "Django". Goście na sali byli tak tego samego zdania co członkowie Akademii - Tarantino otrzymał głośne owacje, a jego przemowę jak zwykle można określić jako "niekonwencjonalną". 

Czas na nagrody, które najbardziej wszystkich interesują: aktorzy, reżyseria i oczywiście film. Christopher Waltz po raz drugi otrzymał Oscara za najlepszą drugoplanową rolę męską - jego współpraca z Tarantino jest coraz bardziej owocna. W kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa nie było żadnego zaskoczenia - Oscar trafił w ręce Anne Hathaway za rolę Fantine w "Les Miserables". Za najlepszego aktora pierwszoplanowego uznano Daniela Day-Lewisa, który z okazji tej nocy przeszedł do historiii, jako jedyny w historii trzykrotnie otrzymał Oscara w tej kategorii. A skoro jestem przy tym genialnym angliku - też chciałabym obejrzeć Lincolna w wykonaniu Meryl Streep. Za najlepszą aktorkę uznano Jennifer Lawrence za jej rolę w filmie "Poradnik pozytywnego myślenia". Bardzo się cieszę, aczkolwiek równie mocno kibicowałam Jessice Chastain. Wracając jeszcze do Jennifer, wybrała na galę przepiękną suknię, która była chyba troszeczkę za długa. Kiedy nagrodzona aktorka wchodziła na scenę potknęła się na schodach, a na ratunek podbiegł Hugh Jackman (cóż za gentlemen!). Lawrence zachowała jednak zimną krew i owację na stojąco skomentowała, że gościom musi być przykro z powodu jej małego upadku. 
Emocje, długa sukienka i mamy potknięcie
Najważniejsze, to mieć do siebie dystans :)
Najlepszym reżyserem został Ang Lee za film "Życie Pi", zaś statuetka dla najlepszego filmu trafiła w ręce producentów "Operacji Argo". Ben Affleck, który nie tylko wyreżyserował obraz, ale również go wyprodukował, pojawił się na scenie, gdzie jak zwykle podziękował swojej żonie i wszystkim zaangażowanym w produkcję filmu. Tym samym stał się fenomenem - ma na swoim koncie statuetkę akademii za scenariusz ("Buntownik z wyboru") i film, ale również Złotą Malinę dla najgorszego aktora. Trzeba przyznać, że to dość niesamowite połączenie. Czas pokaże, czy do kolekcji dorzuci Oscara dla reżysera.
Bardzo szczęśliwy i wzruszony Ben Affleck
Co do samej ceremonii, to bardzo podobało mi się uhonorowanie 50-lecia Bonda. Nie mogę się wypowiedzieć na temat prowadzącego dopóki nie obejrzę ceremonii po angielsku - Canal+ po raz kolejny postanowił uszczęśliwić widzów zatrudniając tłumacza. Tłumaczenie żartów na bieżąco niezbyt mu wychodziło, a przemowy nagrodzonych w moim odczuciu wiele straciły. Liczę na to, że we wtorkowym skrócie będzie już możliwość wyłączenia tłumacza. Na sam koniec najlepsi aktorzy roku 2012, jutro zapraszam na subiektywny przegląd najpiękniejszych kreacji, a ja już się nie mogę doczekać kolejnej gali!

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynki, czyli o miłości trochę inaczej

Dziś są Walentynki. Nie da się o tym zapomnieć, w końcu na każdym kroku można dziś zobaczyć serduszka, promocyjne opakowania bombonierek, zakochane pary i sezonowe reklamy. To również okres powtórek komedii romantycznych na każdym kanale telewizyjnym, a kina organizują specjalne seanse. Można i tak. Ja chcę dzisiaj udowodnić, że w takim dniu warto obejrzeć filmy o miłości, ale niekoniecznie musi to być przesłodzona historia prosto z Hollywood. Czas na subiektywną listę filmów o miłości, które nie wywołują mdłości.

Na sam początek - "Pocahontas". Tak, wiem, powtarzam się, wspominałam o tym filmie już raz czy dwa, ale cały czas jestem zdania, że to nie tylko piękna historia o tolerancji, szacunku do ludzi i natury, ale również  wspaniała historia miłosna. Ona to córka indiańskiego wodza. On przybył, by podbić jej ląd. Połączyło ich uczucie silniejsze niż bariery językowe czy kulturowe. Ich miłość jest przykładem miłości tragicznej, niespełnionej (John Smith ranny musi wrócić do Europy), ale dzięki temu ten romans jest taki dramatyczny i emocjonujący. Niektórzy twierdzą, że nakręcono drugą część przygód Pocahontas, ale ja wyparłam to z pamięci. Zresztą, wiele osób uważa podobnie - jak mogli tak zniszczyć ukochanych bohaterów?! Pocahontas zostawia w drugiej części Johna Smitha dla dużo bogatszego Johna Rolfe'a. Serio, po tym wszystkim co przeszli? Dlatego właśnie uważam, że ta piękna historia powinna skończyć się na pierwszym filmie. Dramatyczny romans w wykonaniu Disney'a - czego chcieć więcej?

Kolejnym filmem jest oczywiście "To właśnie miłość'. Nie będę się rozpisywać na temat fabuły, zrobiłam to już tutaj: klik, ale chcę jeszcze raz podkreślić - Brytyjczycy robią najlepsze komedie romantyczne. Koniec i kropka. Tym filmem po raz kolejny udowodnili, że można wzruszyć widzów historią miłosną kilkunastu osób bez patosu, tanich zagrywek i znanych wszystkim schematom. Oglądałam "To właśnie miłość" już wiele razy, ale za każdym razem podoba mi się coraz bardziej.

Inną propozycją jest film w reżyserii Anga Lee - "Tajemnica Brokeback Mountain". To przepiękna i wzruszająca historia o miłości dwóch mężczyzn, Jacka (Jake Gyllenhaal) i Ennisa (Heath Ledger). Tych dwóch kowbojów połączyło uczucie, ale przeciwko nim było wszystko: rodzina (obydwaj byli żonaci), otoczenie, czasy, w których żyli. Tragiczna historia, która nie pozostawi nikogo obojętnym. A scena ze znalezioną w szafie koszulą jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej poruszających w historii kina.

Skoro przeszłam do dramatów, nie mogę zapomnieć o filmie Clinta Eastwooda - "Co się wydarzyło w Madison County". Jeden z najbardziej wzruszających filmów, jakie widziałam. Historia miłosna w najlepszym wydaniu. Może to dzięki reżyserowi, wszak Clint Eastwood to "kinowy twardziel" i pokazał nam relacje łączące dwoje ludzi bez lukru typowego dla produkcji z Hollywood, może to dzięki świetnemu aktorstwu - znowu Clint Eastwood, ale również niepokonana i wspaniała Meryl Streep. Zapewne to wszystko jest istotne, ale mnie ostatecznie przekonała jedna scena - żeby nie zdradzać za dużo napiszę tylko, że nigdy wcześniej kobieta siedząca w samochodzie w czasie deszczu nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. 

Na dziś wystarczy - w końcu w dniu św. Walentego robimy dużo rzeczy, nie tylko oglądamy filmy. Te polecam Wam z czystym sumieniem, a tymczasem pozdrawiam z siedziby Fundacji i życzę Wszystkim miłego wieczoru! :)
Teatrikonowe maskotki poczuły ducha Walentynek

środa, 13 lutego 2013

Homeland

Dziś serial, który wciągnął mnie od pierwszych minut - pora na "Homeland"!

Sierżant Nick Brody (Damian Lewis) zostaje cudem odnaleziony i po ośmiu latach wraca do ojczyzny. Wszyscy witają go jak bohatera, w końcu myśleli, że od dawna nie żyje. Tylko jedna osoba nie uważa go za bohatera - to agentka Carrie Mathison (Claire Danes). Kilka miesięcy przed niespodziewanym odnalezieniem Brody'ego Carrie dowiedziała się od jednego z więźniów w Bagdadzie, że amerykański jeniec został "odwrócony", czyli przeszedł na stronę wroga. Nie uznała tej informacji za istotną (teoretycznie żaden obywatel Stanów Zjednoczonych nie przebywał wtedy w niewoli), ale tajemniczy powrót Brody'ego rozbudził jej podejrzenia. Czy faktycznie sierżant został zwerbowany przez terrorystów i planuje atak na ojczyznę? Jak na jej osąd wpływa fakt, że ma problemy psychiczne i stale przyjmuje leki? Czy to wszystko tylko się jej ubzdurało, a może faktycznie Brody nie jest tym, za kogo uważają go Amerykanie? A jak na jego powrót zareaguje żona, która w międzyczasie związała się z jego przyjacielem? 
 Tak, wiem, że cały świat poznał się na "Homeland" już dwa lata temu. Jakoś do tej pory nie miałam okazji zobaczyć, skąd wziął się ten fenomen i liczne nagrody (Claire Danes w tym roku po raz drugi otrzymała statuetkę Złotego Globu za rolę Carrie). Ferie i trochę wolnego czasu zmobilizowały mnie do nadrobienia zaległości. I wpadłam po uszy, wciągnęłam się już po pierwszym odcinku. Świetne aktorstwo, intrygująca historia, bohaterowie niekoniecznie bez skazy - wszystko jest na najwyższym poziomie. W jeden wieczór pochłonęłam cztery odcinki i nie mogę się doczekać, kiedy obejrzę kolejne. Polecam wszystkim gorąco!

sobota, 9 lutego 2013

II Kujawsko - Pomorskie Spotkania Teatralne "Zwierciadła"

Zwierciadła to dla mnie wyjątkowe wydarzenie. Wszystko zaczęło się w 2008 roku, kiedy po raz pierwszy brałam udział w przygotowaniach i totalnie się zakochałam. Lubelskie edycje to dla mnie święto, nie wyobrażam sobie, żebym ominęła to wydarzenie. Od zeszłego roku "Zwierciadła" odbywają się też w 5 innych miastach Polski - w Białymstoku, Olsztynie, Rzeszowie, Zielonej Górze i Bydgoszczy. I to właśnie w Bydgoszczy spędziłam ostatnie dwa dni na II edycji Kujawsko - Pomorskich Spotkań Teatralnych "Zwierciadła". W zeszłym roku było bardzo fajnie (dla zainteresowanych wpis o tamtej edycji znajdziecie tu: klik), ale mam wrażenie, że teraz było nawet jeszcze lepiej. Pod względem organizacyjnym wszystko było dopięte na ostatni guzik, młodzież spisała się idealnie. W kawiarence można było zjeść pyszne ciasto i pączki (w końcu w czwartek był tłusty czwartek!), a w czasie przerwy obiadowej organizatorzy zapewnili smaczny obiad. Co do samych spektakli - poziom był dobry, niektóre z nich mnie zachwyciły, ale kilka było naprawdę kiepskich. Czwartkowy wieczór spędziliśmy na koncercie - hip-hop to nie jest moja bajka, ale na występie Archandii bawiłam się z Olą znakomicie. Jestem pewna, że zgromadzeni na sali mieli ubaw patrząc na nasz taniec, ale nam to wcale nie przeszkadzało (na szczęście nie widać naszych podrygów w materiale opublikowanym w internecie, ufff). Udało nam się również zobaczyć miasto, zjeść wyjątkowo smaczne penne all'arrabbiata i uniknąć mandatu za jazdę bez biletu (na nasze usprawiedliwienie - naprawdę nie mogliśmy kupić biletu, nie było otwartego kiosku ani biletomatu, na szczęście pan kontroler zrozumiał naszą sytuację i pozwolił kupić bilety na kolejnym przystanku. W tym miejscu dziękuje panu kontrolerowi za wyrozumiałość i Gromkowi, że udało mu się kupić te bilety w wyjątkowo krótkim czasie! Gromek został bohaterem dnia, brawa dla niego!). Podsumowując, było wspaniale - dziękuję wszystkim, dzięki którym te Zwierciadła były tak wspaniałe! Mam nadzieję, że uda nam się wrócić do Bydgoszczy za rok! A tymczasem trochę zdjęć, żebyście zobaczyli, co Was ominęło ;)






















wtorek, 5 lutego 2013

Drogówka

Dziś najnowszy film Wojtka Smarzowskiego - "Drogówka".
To historia siedmiu policjantów. Poza pracą łączą ich imprezy, więzy rodzinne, pieniądze i interesy. Widzimy ich w czasie pracy, kiedy balują do białego rana czy obstawiają pielgrzymkę papieża. Wszystko się jednak zmienia, gdy jeden z nich zostaje zamordowany. Podejrzenie pada na sierżanta Króla (Bartłomiej Topa). Czy na pewno to zrobił? W końcu miał swoje motywy. Ale on sam niczego nie pamięta z tamtej nocy. Rozpoczyna więc swoje własne śledztwo.
 "Drogówka" to nie tylko bardzo dobry film sensacyjny (reżyser podrzuca nam mylne tropy, zagrożenie i napięcie jest do ostatniej minuty), ale to również portret polskiego społeczeństwa. Oczywiście, niektóre sytuacje są przekoloryzowane, na tym jednym posterunku zostali zebrani przedstawiciele wszystkiego, co w nas najgorsze, ale nie można udawać, że takie sytuacje się nie dzieją. Może w mniejszej skali, może nie jednocześnie, ale gdzieś tam się dzieją. Policjanci zdradzają, piją na umór, biorą łapówki, szantażują, ale też wywożą śmieci do lasu, pożyczają na procent (ach ta lichwa!) czy organizują nielegalne wyścigi. Wódka leje się litrami, niecenzuralne słowa są na porządku dziennym, nie brakuje też brutalnych scen - ten film zdecydowanie nie nadaje się dla widzów o słabych nerwach. Poza naprawdę dobrym scenariuszem (niektóre teksty są świetne, przerażająco prawdziwe, zwłaszcza wypowiedzi złapanych kierowców - owszem, śmieszą, ale jak tylko zdamy sobie sprawę, że tak to wygląda, to przestaje być tak zabawnie) Smarzowski zafundował nam rewelacyjny montaż. Moim zdaniem dodanie fragmentów nagranych przez bohaterów na telefony komórkowe nadało filmowi dynamizmu, a poza tym skutecznie miesza nam w głowie - tempo jest zabójcze, dystrybutor nie kłamał na plakatach: ten film to naprawdę "ostra jazda". Krótkie sceny, pościgi, soczyste dialogi, czasami to oszałamia, ale nie pozwala się nudzić ani przez chwilę. Ogromnym plusem jest obsada. Smarzowski wybrał sobie najlepszych z najlepszych. W rolach policjantów zobaczymy Bartłomieja Topę (obłęd w jego oczach jest fascynująco - przerażający), Marcina Dorocińskiego (brawa dla charakteryzatorów - jak oni z niego zrobili takiego brzydkiego faceta?), Jacka Braciaka (kocham tego człowieka, genialny!), Arkadiusza Jakubika, Eryka Lubosa, Roberta Wabicha i Julię Kijowską. W rolach drugoplanowych obsadzono Mariana Dziędziela, Agatę Kuleszę, w epizodach zobaczymy między innymi Andrzeja Grabowskiego, Adama Woronowicza, Krzysztofa Kiersznowskiego, Marka Kalitę czy Macieja Stuhra. Obsada jest naprawdę imponująca. I każdy gra koncertowo. Bardzo dobra muzyka, wciągająca historia, świetni aktorzy, rewelacyjne zdjęcia i montaż, no i Wojtek Smarzowski - to wg mnie przepis na bardzo dobry film. Już nie mogę się doczekać "Anioła"!

poniedziałek, 4 lutego 2013

Top Gear

Są dwa programy, w czasie nagrywania których chciałabym być na widowni. Pierwszy to show Ellen Degeneres (dla zapominalskich: notka o Ellen). Drugi to najlepszy program motoryzacyjny na świecie, czyli Top Gear
W czym tkwi fenomen? Moim zdaniem w prowadzących. Muszę się przyznać - niezbyt znam się na samochodach. Nie przeszkadza mi to jednak z wypiekami na twarzy oglądać kolejne testy, które przeprowadzają w programie. Może wpływ na to ma fakt, że bardzo rzadko są to zwykłe testy. Jeremy, James i Richard zamiast zwykłej przejażdżki wolą wyprawę po Albanii, wyścig z motorówką lub z pociągiem albo skoki ze skoczni narciarskiej. Skonstruowali własne wersje przyczep kempingowych, domu na kółkach czy limuzyny. Czasami mam wrażenie, że lista ich pomysłów nie ma końca. A efekt tych zadań specjalnych? Absolutnie komiczny! Nie wiem, kto ma większy ubaw - widzowie czy oni sami.
James, Richard i Jeremy - jak widać, prowadzenie programu to świetna zabawa. Widzowie mają taki sam ubaw.
Poza świetną trójką prowadzących bardzo ważną osobą jest Stig. Już same zapowiedzi są rozbrajające ("Niektórzy twierdzą, że jego serce jest do góry nogami, a jego zęby świecą w ciemności."). Charakterystyczne dla Stiga jest kilka rzeczy. Po pierwsze, zawsze widzimy go w kombinezonie i kasku. ZAWSZE. Po drugie Stig to rewelacyjny kierowca. A po trzecie, kiedy wykręca świetne czasy na torze to słucha rozmówek angielsko - włoskich. Ah, no i ma kuzynów na całym świecie - np. grubego Stiga ze Stanów.
Oryginalny Stig
i jego kuzyn ze Stanów Zjednoczonych

Skoro jestem przy Stigu, to muszę przejść do jeszcze jednego punktu każdego odcinka - gwiazda w samochodzie za rozsądną cenę. Największe sławy przechodzą krótki trening pod okiem Stiga właśnie, a następnie sami robi okrążenie na czas. Trzeba zaznaczyć, że wizyta w studio to spore wyróżnienia. To najlepszy sposób na promocję nowej książki, filmu czy programu. Lista gwiazd jest bardzo długa, za kierownicą mogliśmy już zobaczyć Erica Banę, Toma Cruise'a, Cameron Diaz, Michaela Fassbendera, Rowana Atkinsona, Michaela Gambona (na jego cześć został nazwany jeden z zakrętów na torze), Kristin Scott Thomas oraz wielu kierowców Formuły 1, np Lewisa Hamiltona czy Marka Webbera. Oprócz okrążenia zawsze jest rozmowa z gościem, w czasie której dowiadujemy się nie tylko jakie samochody lubi, ale również wielu śmiesznych sytuacji (jak Hugh Grant i jego opowieść o wizycie u lekarza czy Ewan MgGregor i jego plan bezproblemowego przekroczenia granicy przy użyciu zdjęcia w kostiumie Obi-Wana).
Podsumowując, jeśli jeszcze nie oglądaliście Top Gear koniecznie musicie nadrobić zaległości, czeka Was świetna rozrywka!

sobota, 2 lutego 2013

Paperman

Internet oszalał na punkcie pewnego filmiku. Postanowiłam sprawdzić ten fenomen i tak trafiłam na dzieło wytwórni Disney'a nominowane do Oscara. Czas na "Papermana"!
Historia jest prosta. On i ona. Spotykają się przypadkiem na stacji. On jest zauroczony. Ona wsiada do kolejki i odjeżdża. On przypadkiem widzi ją przez swoje okno w biurze. Stara się za wszelką cenę zwrócić jej uwagę. Czy mu się to uda?
Sześć i pół minuty to bardzo mało czasu, aby opowiedzieć historię. W tym krótkim filmiku twórcom udało się pokazać cudowną historię miłosną za pomocą przepięknych obrazów (naprawdę, grafika jest absolutnie cudowna!) i niezwykłej muzyki. Nie ma dialogów, ale i tak bardzo łatwo jest się zakochać w tej opowieści. Jest magiczna, wzruszająca, a wizualnie po prostu wspaniała! Zdecydowanie warto poświęcić te kilka minut, aby dać się porwać fenomenowi Papermana.

piątek, 1 lutego 2013

Ekipa

Koniec sesji to zdecydowanie więcej wolnego czasu, który postanowiłam wykorzystać nie tylko na nadrobienie zaległości książkowo - filmowo - serialowych, ale na powtórkę jednego z moich ulubionych seriali. Czas na "Ekipę"!
Akcja zaczyna się w momencie, kiedy premier Nowasz (Janusz Gajos) dowiaduje się, że znaleziono jego teczkę. On sam co prawda twierdzi, że jest niewinny, ale teczka wypłynęła. Aby uniknąć rozwiązania sejmu, podejmuje ryzykowną decyzję - decyduje się na konstruktywne wotum nieufności i wystawienie własnego kandydata, profesora Turskiego (Marcin Perchuć). Karkołomne zadanie - przekonać partyjnych kolegów i namówić wykładowcę - idealistę do zaangażowania w politykę. Co wyniknie z tej sytuacji?
Uwielbiam "Ekipę" - powinnam to zaznaczyć na samym początku. Uważam, że to jeden z najlepszych seriali, jakie powstały w Polsce w ostatnim czasie. Ogromną zaletą jest wspaniała obsada. Oprócz wspomnianego już Janusza Gajos i Marcina Perchucia mamy okazję zobaczyć m. in. Andrzeja Seweryna, Krzysztofa Stroińskiego, Agnieszkę Grochowską, Katarzynę Herman, Borysa Szyca, Magdalenę Popławską, Katarzynę Gniewkowską czy Małgorzatę Braunek. Zachwycają nawet w drugoplanowych czy epizodycznych rolach. Zaintrygowała mnie historia - scenariusz jest ciekawy, każdy wątek przemyślany, a zachowania postaci wiarygodne, chociaż nie ze wszystkimi ich decyzjami się zgadzałam. Wiem, że niektórzy twierdzą, że sytuacje pokazane w serialu są nierealne, idealistyczne i w ogóle wzięte z kosmosu. Możliwe. Ale to nie dokument, a serial i fajnie jest popatrzeć na polityków, dla których kasa nie jest najważniejsza i czasami robią coś, bo tak po prostu należy. Dlatego tak bardzo spodobała mi się postać Turskiego - wykształcony idealista, który ma swoje przekonania, ale potrafi dojść do kompromisu dla dobra sprawy. Do moich ulubieńców należą również minister Niemiec, Aleksandra Pyszny i Mateusz, asystent Turskiego. Parę postaci było z kolei tak irytujących, że miałam wyrzucić telewizor prze okno. Serio, czy jest ktoś, kto polubił Matajewicza? Szczerze wątpię. Plusem jest świetna reżyseria (ale tu żadnego przypadku nie ma, Agnieszka Holland to klasa sama w sobie), dobra muzyka i zdjęcia. Największym minusem jest brak drugiej serii. Naprawdę, jak mogli nam to zrobić? Zwłaszcza po takim zakończeniu! Ja cały czas po cichu liczę na kontynuację, a tymczasem musi mi wystarczyć pierwszy sezon na płytach. Zatem, ja idę oglądać, a Wam gorąco polecam!