poniedziałek, 9 grudnia 2013

A miało być tak pięknie...

Nałogowo oglądam seriale, polskie, amerykańskie, angielskie. Szczerze, jest ich trochę za dużo, ale lista tych, które chcę obejrzeć, jest jeszcze dłuższa. Niektóre z nich okazują się prawdziwymi perełkami (Sherlock!), ale niestety część z nich okazuje się totalną porażką. Czasami widać to już po pierwszym odcinku, czasami dopiero po kilku, a czasami po całym sezonie. Zapraszam na spis seriali, które według mnie zaprzepaściły swój potencjał (uwaga, spojlery!). 
Lekarze - na początek najnowsza polska produkcja opowiadająca o środowisku medycznym. Po pierwszych kilku odcinkach byłam bardzo pozytywnie nastawiona: fajna historia (OK, przewidywalna, ale miała swój urok), dobra obsada, świetnie dobrana muzyka, przepiękne zdjęcia. Przepis na sukces. I moja nowa guilty pleasure. Pierwszy sezon mi się podobał, aczkolwiek wątki rodem z telenoweli brazylijskiej spowodowały zapalenie czerwonej lampki. Uznałam jednak, że coś się w serialu dziać musi, a nawet w moich ulubionych Chirurgach niektóre posunięcia scenarzystów wydają się początkowo szalone, ale potem nie wyobrażamy sobie inaczej kolejnych odcinków. Drugi sezon zapowiadał się dobrze, ale bardzo szybko przekonałam się, że tak się tylko zapowiadało. Próba gwałtu, wyjazd do Somalii, porwanie - z niedowierzaniem oglądałam kolejne odcinki i zastanawiałam się, czym kierowali się scenarzyści, bo na pewno nie była to logika. Trzeci sezon stanowił już równię pochyłą - każdy nowy odcinek oglądałam z coraz mniejszą chęcią i zainteresowaniem, a z coraz większą irytacją i zażenowaniem. Zachowanie pary głównych bohaterów zamiast budzić radość czy współczucie powodowało, że zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek przemyślał scenariusz trzeciego sezonu. Co prawda wątki pozostałych bohaterów dało się jeszcze oglądać, ale nie zmienia to faktu, że ostatnie odcinki były naprawdę kiepskie. Nie narzekam na aktorów, widać, że robili, co tylko mogli, ale z pustego i Salomon nie naleje. Aż strach pomyśleć, co będzie można zobaczyć w IV serii....
Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle...
Kolejnym serialem jest Misja Afganistan. Po pierwszych odcinkach uważałam, że jest naprawdę dobrze - dobra obsada, fajna historia, prawdziwy samograj. Niestety, coś nie zadziałało. Może to kwestia scenariusza? Z odcinka na odcinek coraz częściej łapałam się za głowę, co nowego wymyślili tym razem. Romans Konasza z Justyną nie był zaskoczeniem, w końcu od początku było to sugerowane, ale ich wspólna noc w rosomaku to jakieś nieporozumienie. Dodajmy do tego absurdalne zaręczyny, wątek z telenoweli, czyli "a to jest właśnie ojciec mojego dziecka", no i pamiętny tekst ze ślubu - "zaopiekuj się nimi". Serio? Jedynym plusem ceremonii była suknia panny młodej, tyle. W ogóle ostatni odcinek przelał falę goryczy - liczyłam na proces za atak na wioskę cywili, a dostałam rodzinne dramaty i pompatyczną mowę przed budynkiem sądu. Do największych absurdów całego serialu zaliczam jeszcze scenę postrzelenia Konasza, zbyt dużo ckliwych tekstów, całą postać Iwana (to akurat kwestia aktora, nie trawię go i irytował mnie od samego początku) i akcję, którą dowodziła Justyna, a która doprowadziła do procesu. Czytałam opinie, że był plan, żeby nakręcić drugi sezon, ale przynajmniej chwilowo z niego zrezygnowano - wcale się nie dziwię. Szkoda, bo zapowiadał się naprawdę fajny serial, ale niestety nie wyszło.
Zaczęło się całkiem nieźle, ale ta misja zakończyła się porażką
Czas na Przepis na życie. Historia o miłości - a konkretnie o jej różnych odmianach. O miłości do faceta, o miłości do dziecka, o miłości do przyjaciół, o miłości do jedzenia. Dostaliśmy zabawny i wzruszający scenariusz, bardzo fajną obsadę, świetną muzykę i piękne zdjęcia. Po każdym odcinku pędziłam do lodówki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, przygotowywane na ekranie potrawy pobudzały mój apetyt. Pierwszy sezon był super! Co prawda dużo bardziej w oczy rzucała się dr Darmięta (Maja Ostaszewska) niż główna bohaterka, Anka, ale to była prawdziwa uczta dla oczu i uszu (naprawdę warto zwrócić na dialogi!). Co się stało potem, nie wiem. Nie było bardzo źle, ale z odcinka na odcinek serial tracił swój urok. Główna para zaczęła mnie irytować (po tylu perypetiach nikt nie byłby już w stanie ze sobą być, a oni wracają do siebie jak bumerang, co pozwala powątpiewać w ich inteligencję), pojawiło się coraz więcej absurdalnych sytuacji i postaci (utrata pamięci przez Jerzego i jej cudowne odzyskanie dzięki uderzeniu patelni, bardzo profesjonalne zachowanie doktor Kasini, fatum krążące nad Anką i Jerzym, czyli wszyscy chcą nas rozdzielić). Oglądałam dalej, głównie dla Poli, Beatki i Doktorka oraz Ireny i jej przyjaciół. Najsłabszy był jednak ostatni, piąty sezon - używając żargonu kucharzy, ten "odgrzewany kotlet" się nie sprawdził.
Zapowiadała się serialowa uczta,
ale okazało się, że co za dużo, to niezdrowo
Następna jest Tajemnica Twierdzy Szyfrów. Z informacji prasowych wynikało, że twórcy przygotowali świetny serial. Doskonała obsada (Szyc, Peszek, Frycz, Stenka, Żak, Dorociński, Gruszka, Orzechowski, Małaszyński, Grabowski, Dereszowska, Buzek), intrygująca historia na podstawie książki Bogusława Wołoszańskiego, piękne plenery, jak nic musi się udać. Z wysokimi oczekiwaniami usiadłam przed telewizorem i bardzo się rozczarowałam. Kompletnie nie wciągnęła mnie historia, nie pomogli nawet przystojni panowie pojawiający się na ekranie. Było nudno, bez wyrazu - dla mnie klapa (nie byłam w tej opinii odosobniona - razem ze mną serial oglądał mój tata, miłośnik kina wojennego pod każdą postacią i on też stracił cierpliwość po kilku odcinkach). Może to kwestia oczekiwań, które miałam na podstawie wywiadów z aktorami, w których z entuzjazmem opowiadali o swojej najnowszej produkcji, ale mocno się zawiodłam.
Dobra obsada? Jest. Stroje z epoki? Są. Wciągająca historia? Jest.
A i tak nie zadziałało.
Ostatni na liście jest Oficer. Tak, dobrze widzicie. Mam na myśli całą trylogię, ale po kolei. Uwielbiam pierwszy sezon, czyli Oficera właśnie. Świetny pomysł (policjant, który zaprzyjaźnia się z przestępcą, żeby zdobyć jego zaufanie i dowody winy, a następnie wsadzić go do więzienia), bardzo dobra obsada (Szyc i Małaszyński, ich pierwsze duże role w serialu, oprócz nich Frycz, Chyra, Różczka, Dziędziel, Cielecka, Globisz, Więckiewicz, Lubos, Zieliński, Arciuch, Perchuć, Kozłowski i mój ulubieniec Braciak), dobra muzyka i zdjęcia. Między postaciami czuć było chemię, zaś relacja Kruszon - Grand była elektryzująca. Czekałam na każdy odcinek (ok, przyznaję się, pierwszy mnie nie zachwycił, ale dałam serialowi szansę i nie żałuję), spodobało mi się, że scenarzysta nie boi się uśmiercić ważnych bohaterów, żeby popchnąć akcję do przodu - nie twierdzę, że mi się to oczywiście podobało (dlaczego Ryś?!), ale zazwyczaj najbliżsi głównego bohatera są nieśmiertelni, a tu niespodzianka. Po zakończeniu sezonu z niecierpliwością czekałam na dalszy ciąg - po kilku miesiącach pojawili się Oficerowie. Już na samym początku niemiłe zaskoczenie - brak Kruszona, a zamiast niego na główny plan wysuwa się nowa bohaterka, Alicja Szymczyszyn. Nieładne zagranie, ale uznałam, że następne odcinki na pewno będą lepsze. Niestety, nie były. Alicja okazała się jedną z najbardziej irytujących postaci w historii seriali, nie pomagał nawet Cezary Pazura jako Marek Sznajder, policjant, który bierze ją pod swoje skrzydła. Intryga zaczęła się zagęszczać, było sporo nawiązań do I serii, ale to już nie było to. Kolejne decyzje bohaterów wydawały się coraz bardziej niedorzeczne, a pojawiający się między pojemnikami na śmieci Kruszon był uzupełnieniem tego obrazka. Kiedy rozpoczął się trzeci, ostatni sezon, nie miałam już wysokich oczekiwań, dlatego na początku Trzeci oficer przypadł mi do gustu. Po pierwsze, wrócił Kruszon! I to nie jako dziwak zakradający się do mieszkań, tylko oficer policji. Po drugie, poznaliśmy nową postać, Senta granego przez Bartłomieja Topę. Niestety, w serialu została Alicja, bo jak mówią, nie można mieć wszystkiego. Scenariusz dawał radę, ale mam wrażenie, że niektóre wątki zostały wprowadzone mocno na siłę, a motyw bomby był trochę przesadzony. Poza tym to, co widzieliśmy w I sezonie, zostało zanegowane w ostatnim - Grand megasuperagentem? Jak dla mnie nie było to planowane od początku, dlatego totalnie mi to nie pasowało. Nakręcili w fabule i chyba się sami w tym pogubili. Zaczęli naprawdę świetnie, ale potem było coraz gorzej. Szkoda, zawsze jednak zostaje świetny pierwszy sezon.
Spójrz mi  w oczy i powiedz, dlaczego tak to się skończyło?
Wiem, że na mojej liście brakuje wielu pozycji, wiem też, że sporo osób się na pewno ze mną nie zgodzi. Następny wpis będzie bardziej optymistyczny, a tymczasem mam pytanie, który serial zawiódł Wasze oczekiwania? I czy zrobił to od razu, czy zaniżył loty dopiero po kilku odcinkach?

2 komentarze:

  1. Miłość na bogato-> miała być miłość i bogactwo a wyszło tanie buractwo :D ale i tak oglądałam dla dialogów hahahahah

    A tak na serio, to odczucia mam podobne, przynajmniej odnośnie tych seriali, które oglądałam :)

    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Miłość na bogato" to od początku miała być porażka :p

      Usuń