"Teoria wielkiego podrywu" to historia o grupie przyjaciół, fizyce, problemach z płcią przeciwną i fantastyce. Dr Sheldon Cooper (Jim Parsons) i dr Leonard Hofstadter (Johnny Galecki) to współpracownicy i współlokatorzy. Są wybitnymi naukowcami - zwłaszcza Sheldon - ale nie potrafią odnaleźć się w zwyczajnym świecie. Dziewczyny to dla nich totalna abstrakcja, dlatego kiedy do mieszkania naprzeciwko wprowadza się Penny (Kaley Cuoco), do ich życia wkracza chaos. Dodajmy do tego ich dwóch przyjaciół z uniwersytetu: dr Rajesha Koothrappali (Kunal Nayar)z Indii i mieszkającego nadal z matką Howarda Wolowitza (Simon Helberg), a otrzymamy mieszankę wybuchową. A jaki jest tego efekt?
Efekt jest komiczny. Śmieszą niezdarne próby podrywu Penny przez Leonarda, blokada Rajesha przed odzywaniem się w towarzystwie kobiet, szalona relacja Howarda z matką, ale najbardziej kultową postacią jest Sheldon. Genialny fizyk z objawami choroby Aspergera - postać, którą się albo kocha, albo nienawidzi, aktorska perełka w wykonaniu Jima Parsonsa. Zdecydowanie zasłużył na wszystkie nagrody, jakie dostał za rolę nieprzystosowanego społecznie miłośnika komiksów. A skoro już przy tym jesteśmy - ogromnym plusem serialu są rozmowy "nerdów" o ich ulubionych grach, filmach i serialach. Nie jestem miłośniczką Star Treka, ale kocham ich dyskusje na temat wyższości starej wersji nad tą najnowszą. A ich kostiumy na halloween? Mistrzostwo świata! Co do Penny - osobiście ją uwielbiam. Mimo, że nie ma ukończonych studiów wyższych, często udowadnia chłopakom, że jest sprytniejsza od nich. No i bezbłędnie wyczuwa jedzenie ;) Z każdym kolejnym sezonem losy tej zakręconej paczki są coraz śmieszniejsze, do ich grona dołącząją kolejne postacie (Amy Farrah Fowler!), a ja już nie mogę doczekać się 6 sezonu. Gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz