W niedzielę przybyłam po wielu godzinach podróży do Monte Sant'Angelo. O samej miejscowości innym razem (nie miałam jeszcze okazji zobaczyć wszystkich atrakcji), dzisiaj pora na wrażenia z samej podróży.
Najpierw samolot - gdyby nie korek na Okęciu, to wszystko odbyło się wręcz podręcznikowo. Bezproblemowa odprawa, lekkie lądowanie, brak problemów w czasie przesiadki, no i białe wino na pokładzie. Alitalia - jesteśmy wdzięczne zwłaszcza za to ostatnie. :)
Potem pora na pociąg - muszę się przyznać, obawiałam się tego etapu, ale okazało się, że totalnie bezpodstawnie. Najpierw kwestia biletów - nie czułyśmy się na tyle pewne, żeby kupować je w kasie (Włosi mówią wyjątkowo szybko), więc spróbowałyśmy zrobić to w automacie. Sukces - można zrobić to w kilku językach, między innymi po angielsku. Pociąg relacji Bari - Foggia odjechał punktualnie. Bardzo mili panowie pomogli nam się zapakować do wagonu z naszymi walizkami (współpasażerowie musieli mieć ubaw, wyglądałyśmy komicznie siedząc z nogami na tobołach) i dojechałyśmy na miejsce na czas. I tutaj spotkała nas niemiła niespodzianka. Doświadczenia z północy Włoch dały mi nadzieję, że autobusy na południu jeżdżą tak samo regularnie. Niestety, południe faktycznie ma swoje prawa. Ostatni autobus po prostu nie przyjechał. Na szczęście zjawił się inny, jadący do miejscowości obok - i tu kolejne zaskoczenie, pan kierowca zabrał nas za darmo! Dziękujemy bardzo, pan najwyraźniej zobaczył w naszych oczach desperację i zmęczenie.
Podsumowując, jeśli chcecie sami przemierzyć Włochy, nie ma się czego obawiać. Wszyscy są tu bardzo pomocni, dworce i lotniska są dobrze oznaczone, jedyne, co mogę Wam poradzić, to żebyście nie czekali do późna na ostatniego busa - może nie przyjechać.
Ciao!
No walizeczki spore :D
OdpowiedzUsuń