Głównym bohaterem jest 30-letni singiel, Brandon (Michael Fassbender). To człowiek sukcesu, ma świetną pracę, mieszkanie z obłędnym widokiem, jest przystojny, łatwo nawiązuje kontakty z kobietami. Nie potrafi jednak tych relacji utrzymać, wszystkie kończą się po jednej nocy. To mu jednak nie wystarcza, Brandon jest bowiem uzależniony od seksu, dlatego codziennością jest dla niego noc z prostytutką, jego komputer i mieszkanie pełne jest pornografii. Wszystko zmienia się, kiedy nagle z wizytą przyjeżdża jego siostra Sissy (Carey Mulligan). Ich wzajemne relacje ściągają ich oboje na samo dno...
Po pierwsze, "Wstyd" jest filmem dla dorosłych. Nie tylko dlatego, że mamy tu dużo scen seksu pokazanych bardzo dosłownie, bez lukru znanego wszystkim z komedii romantycznych (niektóre sceny są naprawdę bardzo, bardzo odważne). Przede wszystkim dlatego, że młodsze osoby mogą nie zrozumieć przesłania. Bo we "Wstydzie" nie chodzi wyłącznie o uzależnienie. Reżyser pokazał, co się dzieje, jeśli przestajemy nawiązywać relacje z innymi ludźmi, kiedy podchodzimy do każdej sfery naszego życia przedmiotowo. Dla Brandona seks jest czynnością równie zwyczajną co mycie zębów, nie chce się angażować uczuciowo, bo to tylko skomplikowałoby sprawę (widać to świetnie, kiedy umawia się na randkę z koleżanką z pracy). Sytuacja wymyka mu się spod kontroli wraz z pojawieniem się siostry. Sissy to bardzo zagubiona, niestabilna emocjonalnie młoda dziewczyna. Jest piosenkarką (jej wykonanie klasyka Franka Sinatry "New York, New York" jest jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek słyszałam, a sama scena uświadamia widzom, jak to miasto zawiodło nie tylko ją, ale również jej brata), miała problemy w okresie dojrzewania - jak sama mówi, "cięła się z nudów". Mimo, że sama ma ogromne problemy, stara się za wszelką cenę pomóc bratu. Ich relacja jest zresztą nietypowa - nic nie jest powiedziane wprost, ale możemy się domyślać, że łączy ich jakaś tajemnica (bo jaka siostra nie odczuwałaby żadnego skrępowania, kiedy brat zobaczyłby ją nago w łazience?).
Poza interesującą, fascynującą historią zahipnotyzowała mnie muzyka - nie tylko rewelacyjne wykonanie "New York, New York", ale przede wszystkim szalenie hipnotyczny motyw główny, który przewija się przez cały film. Ta niesamowita ścieżka dźwiękowa w połączeniu z historią Brandona i Sissy dała bardzo dobry efekt - "Wstyd" to wyjątkowo smutny film o ludziach, który wzruszy i zmusi nas do refleksji.
Podsumowując, jeśli lubicie dobre kino, nieszablonowe podejście do filmów i aktorstwo z najwyższej półki, to obowiązkowo powinniście zapoznać się z najnowszym dziełem McQueena.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz