Główną bohaterkę poznajemy, kiedy jest już panią w starszym wieku. Margaret Thatcher (Meryl Streep) jest wdową i bardzo samotną kobietą. Odwiedza ją co prawda córka (Olivia Colman), ale nie potrafi ona dotrzeć do matki. Historię życia tej fascynującej kobiety poznajemy dzięki jej wspomnieniom. Dowiadujemy się, jak doszła do władzy, co poświęciła, jak poradziła sobie z nienawiścią własnego kraju oraz możemy zobaczyć, jak z córki sklepikarza zmieniła się w najbardziej wpływową kobietą XX wieku.
Ten film nie jest majstersztykiem. Nie powala na kolana scenariuszem ani muzyką (momentami zbyt mocno akcentują, że dzieje się coś ważnego), warto zwrócić uwagę na kostiumy i scenografię - bardzo wiernie odtworzono realia dawnej Anglii. Na szóstkę zasłużyli charakteryzatorzy - nie tylko dzięki świetnemu przeobrażeniu Meryl w panią premier w sile wieku, ale również dzięki pokazaniu jej jako staruszki. No i dochodzimy do zdecydowanie najmocniejszego punktu. Wystarczą dwa słowa: Meryl Streep. To ona dźwiga na swoich barkach cały film. Rewelacyjnie pokazała ludzką twarz "żelaznej damy", a jednocześnie możemy dokładnie zobaczyć, dlaczego rządziła krajem przez 11 lat. Widzimy silną, zdecydowaną i pewną siebie kobietę, która miała więcej odwagi niż większość mężczyzn.Moim zdaniem trzeciego Oskara ma w kieszeni.
Podsumowując, jeśli cenicie sobie dobre kino, lubicie biografie lub filmy polityczne to powinniście zobaczyć ten film. Ale tak naprawdę każdy powinien go obejrzeć - dla Meryl Streep.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz