Wczoraj spędziłam kilka godzin w kinie i obejrzałam dwa dobre, choć znacznie różniące się od siebie filmy. Najpierw opiszę ten pierwszy, czyli "Mój tydzień z Marylin" w reżyserii Simona Curtisa.
To historia nieznanego dotąd romansu Marylin Monroe (Michelle Williams), który miał miejsce w Londynie, gdzie kręciła razem z sir Laurencem Olivierem (Kenneth Branagh) film "Książę i aktoreczka". Na planie poznaje młodego asystenta reżysera Colina Clarka (Eddie Redmayne), w którym zakochuje się śliczna dziewczyna odpowiedzialna za kostiumy, Lucy (Emma Watson).
Co do samego filmu - plusem jest scenariusz (to biografia, ale opowiedziana z odpowiednią dawką humoru i wzruszenia), kostiumy (jak ta Marylin się ubiera!), muzyka, no i sam pomysł. Poza samą historią rodzącego się uczucia pomiędzy Marylin a Clarkiem, możemy podejrzeć, jak wygląda praca na planie filmu, ile razy trzeba powtórzyć ujęcie i jakie fanaberie mają aktorzy. Jednak najmocniejszym punktem jest oczywiście aktorstwo - Marylin w wykonaniu Michelle Williams jest po prostu świetna, z jednej strony świadoma swoich atutów seksbomba i gwiazda światowego formatu, z drugiej uzależniona od leków, przerażająco samotna kobieta. Moją uwagę przykuł również Kenneth Branagh jako sir Laurence Olivier i Emma Watson w roli Lucy, która udowodniła, że potrafi zagrać inną postać niż Hermiona z serii filmów o Harrym Potterze.
Podsumowując, jeśli lubicie dobre kino, macie ochotę obejrzeć plejadę brytyjskich aktorów (Judi Dench!) albo macie słabość do najsłynniejszej blondynki w historii kina, musicie obejrzeć ten film.
Podsumowując, jeśli lubicie dobre kino, macie ochotę obejrzeć plejadę brytyjskich aktorów (Judi Dench!) albo macie słabość do najsłynniejszej blondynki w historii kina, musicie obejrzeć ten film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz