piątek, 20 września 2013

Ladies night: Diana

Korzystając z okazji, że wygrałam dwuosobową wejściówkę na ladies night w cinema city, udałam się z przyjaciółką do kina, żeby zobaczyć film "Diana". 

Dianę (Naomi Watts) spotykamy dwa lata przed jej tragiczną śmiercią. Kiedy w czasie odwiedzin w szpitalu przypadkiem poznała kardiochirurga Hasnata Khana (Naveen Andrews), jej życie wywróciło się do góry nogami. Słynny wywiad z BBC, tęsknota za dziećmi, wyjazdy na misje humanitarne, związek z Khanem i życie pod okiem fotoreporterów - całkiem sporo jak na jedną osobę. Jak dawała sobie z tym wszystkim radę?
Tyle o fabule, czas na plusy i minusy. Niestety, więcej jest minusów. Przez większość czasu miałam wrażenie, że oglądam kolejny film biograficzny nakręcony na zlecenie telewizji. Niektóre sceny się niemiłosiernie ciągnęły, ja rozumiem, że reżyser chciał pokazać samotność Diany, ale ile można oglądać, jak biega, gra na pianinie albo leży przed telewizorem? Film, podobnie jak losy Diany, nabiera rumieńców wraz pojawieniem się dr Khana - dzięki tej relacji mieliśmy okazję zobaczyć kilka zabawnych scen. Tempo filmu też przyspiesza - Diana co chwilę znajduję się w innym miejscu na świecie. Największe wrażenie robi wizyta w szpitalu u ofiar min oraz przejście po polu minowym. Co do odtwórczyni głównej roli - Naomi też nie zachwyca. Widziałam ją wcześniej w kilku filmach i byłam pewna, że o ten aspekt filmu nie musimy się martwić. Niestety, coś nie do końca zagrało. Styliści i charakteryzatorzy się postarali, jej akcent jest bez zarzutu, ale mimo wszystko nie przekonała mnie w 100% do swojej postaci. Bardzo spodobał mi się filmowy dr Khan, na ekranie widać, jak zależy mu na ukochanej, ale jednocześnie widoczny jest jego bunt przeciwko obecności paparazzi w ich życiu. Nie wiem, na ile ukazana w filmie historia jest prawdziwa - szczerze mówiąc do tej pory nie słyszałam o związku księżnej z kardiochirurgiem z Pakistanu, ale mam zamiar nadrobić zaległości i przeczytać książkę, która stanowiła podstawę scenariusza (wraz z taśmami nagranymi przez samą Dianę). Tymczasem wiem jedno - miała być najbardziej oczekiwana premiera roku, a wyszedł przeciętny film. Szkoda. 
Na sam koniec wrażenia z "Ladies night" w Cinema City - sala była prawie pełna, na wejście dostałyśmy reklamówkę z upominkami, a przed seansem odbyło się kilka konkursów. Nie jesteśmy najnormalniejsze na świecie, więc cały czas myślałyśmy tylko o tym, żeby nas nie wylosowano, jak widać na ostatnim zdjęciu byłyśmy bardzo szczęśliwe, że nam się udało ;) 
O nie, byle tylko nas nie wylosowali!
Udało się, nic nie wygrałyśmy! :D

1 komentarz:

  1. Witaj :)

    W właściwie 100% muszę zgodzić się z Twoją recenzją.
    Dla mnie jest to film dla fanów Diany - mi się go dobrze oglądało, bo mogłam zobaczyć to, o czym wcześniej czytałam i co mogłam sobie jednie wyobrażać.

    Dla mnie jednak Naomi Watts jest zachwycająca jako księżna, a jej kostiumy są po prostu cudowne. Świetnie też "podrobiła" jej głos i akcent :)

    I gwoli ścisłości - scenariusz do filmu nie został napisany na podstawie książki Andrew Mortona, która niedawno ponownie pojawiła się w Polsce :)

    Pozdrawiam,
    Marta

    ksieznakate.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń