Historię Śnieżki znają chyba wszyscy (ja osobiście nie znam nikogo, kto kiedykolwiek by o niej nie słyszał). Ekranizacji było całe mnóstwo, dlatego twórcy postanowili tym razem zaprezentować nam tę historię w troszkę inny sposób. Śnieżka (Lily Collins) mieszka w ogromnym pałacu wraz ze swoją macochą (Julia Roberts). Jest delikatnie rzecz ujmując trzymana pod kloszem, z nikim się nie spotyka, nie wychodzi poza teren zamku. W dniu swoich 18-stych urodzin postanawia na własne oczy zobaczyć, co się dzieje w jej królestwie. W lesie spotyka Księcia (Armie Hammer), którego chce poprosić o pomoc w odzyskaniu władzy.
Sama historia brzmi znajomo, prawda? Jest Królewna, Zła Macocha i Książę. Czeka nas jednak kilka niespodzianek. Po pierwsze, królowa. Julia Roberts jest absolutnie fantastyczna - świetnie zagrała kobietę, która w obawie przed kolejną zmarszczką nie zawaha się nawet zabić. Zdobywa kolejnych mężów tylko po to, by powiększyć swój majątek, a a następnego małżonka wybrała sobie właśnie Księcia. Jest piękna, złośliwa i zabójczo zabawna. Trzeba jednak dodać, że Lily Collins debiutująca tu w pierwszoplanowej roli dotrzymuje kroku hollywodzkiej królowej. Jest delikatna, urocza, ale potrafi też tupnąć nogą i pokazać charakterek. Dzięki współpracy z krasnoludkami mamy okazję zobaczyć jak ze skromnej dziewczyny przemienia się w odważną i pewną siebie młodą kobietę. Na uwagę zasługuje Nathan Lane w roli Brightona - mała rola, ale za to jak dobrze zagrana! Niewątpliwym plusem filmu są kostiumy - suknie królowej po prostu zachwycają! Na ekranie możemy podziwiać również piękne krajobrazy, dopracowaną w najmniejszych szczegółach scenografię oraz - podkreślę to jeszcze raz - niesamowite stroje. "Królewna Śnieżka" to komedia, ale dla całej rodziny. Nie mamy tu typowego dla ostatnich lat zabiegu filmowców, kiedy w czasie oglądania bajki więcej żartów rozumieli dorośli niż dzieci (Wystarczy wspomnieć Shreka, Madagascar - świetne swoja drogą filmy, ale gagi skierowanej są w nich przede wszystkim do starszej widowni). Atrakcją dla płci pięknej będzie zapewne paradujący często bez koszuli Książę (Armie Hammer jest moim zdaniem troszeczkę drewniany, ale trzeba przyznać, jest z niego przystojniak).
Podsumowując, "Królewnę Śnieżkę" polecam z czystym sumieniem każdemu. I radzę zostać do końca, nie możecie przegapić cudownej sceny tańca inspirowanej bollywodzkim kinem - piosenka "I believe in love" cały czas chodzi mi po głowie. Zdecydowanie warto!
Podsumowując, "Królewnę Śnieżkę" polecam z czystym sumieniem każdemu. I radzę zostać do końca, nie możecie przegapić cudownej sceny tańca inspirowanej bollywodzkim kinem - piosenka "I believe in love" cały czas chodzi mi po głowie. Zdecydowanie warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz